Fascynująca podróż w świat sztuki po uszy zanurzonej w porywach miłości. Wspaniale się czyta, jeszcze milej ogląda. To taka książka - przyjaciółka, do której z pewnością będę wracać nie raz. Kocham sztukę, ale Nick Trend sprawił, że kompletnie przepadłam.
Tożsamość Andrzeja K., nowa książka Błażeja Torańskiego, to wyjątkowa publikacja. Reporterskie śledztwo ma wyjaśnić tajemnicę tożsamości człowieka, który urodził się w KL Stutthof w 1944 roku, ale nigdy nie poznał swoich biologicznych rodziców. Bohater książki całe życie poświęcił na rozwikłanie zagadki swojej przeszłości.
Książka napisana jest w formie reportażu, rzetelności i bezstronności. . Rozstrzygnięcie tego, co jest prawdą, a co złudzeniem, Błażej Torański pozostawia właśnie czytelnikowi. Autor daje mu narzędzia, ale wnioski zaleca sformułować samodzielnie.
Praca jest odkrywcza i oryginalna: świetny pomysł autora i równie dobra jego realizacja. Literatura ma bowiem pobudzać do myślenia, inspirować — i taka jest Tożsamość Andrzeja K. Błażeja Torańskiego.
Tajlandia - jedyny kraj w Azji Południowo-Wschodniej, który nigdy nie był europejską kolonią. Jeden z czołowych importerów storczyków. Miejsce, w którym rodzinę królewską darzy się tam wielkim szacunkiem. Z tego powodu hymn można usłyszeć nawet w kinie.
Do tego niezwykłego miejsca zaprasza młodych czytelników Paulina Walczak-Matla, autorka profilu Rodzina w świat.
oraz serii Pola i Franek odkrywają świat.
Wraz z uroczym rodzeństwem, na kartach książki "Tajlandia czyli kraj, w którym tuk-tuki pędzą szybciej niż wiatr" zwiedzicie najciekawsze miejsca w stolicy Tajlandii - Bankoku. Zobaczycie warany i sanatorium słoni, a także świątynię Świtu i posąg Leżącego Buddy. Poznacie tajskie przysmaki, które swoją ostrością potrafią rozpalić człowieka do czerwoności. Nie zabraknie czasu na przejażdżkę tuk-tukiem, wizytę na wodnym targowisku i błogi wypoczynek na wyspie Phuket.
Książka ta odkrywa przed młodymi czytelnikami kulturę tak odmienną od rodzimej. Zaznajamia z ciekawymi zakątkami południowo-wschodniej Azji. Może rozbudzić chęć jeszcze bliższego poznania tego niezwykłego zakątka Ziemi.
Podoba mi się realizm tej historii. Mali bohaterowie na przykład nie tylko zachwycają się nowo poznawanym krajem, ale mają także gorsze momenty, jak to dzieci odczuwają zmęczenie, czy też pragną nieco inaczej spędzić czas. Mama planuje zbyt wiele atrakcji na jeden dzień, co uświadamia sobie dopiero podczas rozmowy o planie dnia.
Całość nie przytłacza nadmiarem informacji. Opowieść jest miejscami zabawna, w wielu miejscach niezwykle interesująca, a dodatkowo cudownie zilustrowana.
Zachęcam do lektury!
Cudownie, że można odkrywać świat pod ciepłym kocem 🙂
Kto wie, może będzie to początek podróżniczych planów.
Zbliża się Wigilia, a to czas przepełniony cudami.
W domu Poli i Janka świąteczna magia także daje o sobie znać. Kiedy Pryska śmieje się ze swego zniekształconego odbicia w dużej złotej bombce, zawieszonej na zielonej, pachnącej choince, jeszcze nie wie, że nie jest tak zupełnie niewidzialna, jak się jej dotąd wydawało.
Spotkanie rodzeństwa z parą maleńkich krasnoludków szybko aktualizuje wigilijne priorytety.
Pola wraz z bratem postanawiają zrobić wszystko, co w ich mocy, by rodzina sympatycznych krasnoludków, pomieszkujących w ich domu po stracie własnego kąta do życia, przeżyła nadchodzące święta w radości i... sytości.
Czy zamierzone plany znajdą swoje odzwierciedlenie w czynach? Jaką niezwykłą historię poznają dzieci? I dlaczego babcia Mania jest tą osobą, od której zależy przyszłość Pryski, Tytusa i ich bliskich?
Świąteczna opowieść Barbary Wicher pt. "Gwiazdka krasnoludków" otuli Was dobrocią, jaka wypływa z wielu ludzkich serc w tym przedświątecznym czasie pełnym małych-wielkich cudów, zamkniętych w drobnych, a pełnych ciepła i życzliwości gestach.
Takich czynów przepełnionych troską nie brakuje względem potrzebujących także ze strony Poli i Janka.
Dzieci nie odwracają się od będącej w potrzebie rodziny krasnoludków. Co więcej, postanawiają zrobić wszystko, nawet wbrew regułom złotej księgi, by krasnoludki mogły pozostać w notce pod komodą.
Ta doskonała do rodzinnego czytania, wspaniałe zilustrowana przez Joannę Czarnecką czytanka uczy empatii, troski o innych oraz podkreśla tak ważną w dzisiejszych czasach chęć bezinteresownej pomocy.
A czy może być coś piękniejszego dla osoby w potrzebie od życzliwej dłoni nieoczekującej niczego w zamian?
Prawdziwa przyjaźń, która przetrwa wszystko to prawdziwy skarb.
Sale, młody renifer, kandydat do świątecznego zaprzęgu Świętego Mikołaja nie ma przyjaciół. Nikt go nie lubi, pomimo jego szalonych pomysłów i psikusów od których nie stroni. Wszystko za sprawą dzwoneczka, symbolu przynależności do najważniejszych, następców do tych najważniejszych sań, które rok w rok pełne są upominków dla dzieci.
Pewnego dnia Sale spotyka małe zwierzątko - tak poznaje Fiję, młodziutką wilczycę. Szybko nawiązuje się pomiędzy nimi nić przyjaźni. Dobrze czują się w swoim towarzystwie, wbrew prawom natury, dla którego renifery są pożywieniem dla wilczej watahy.
Gdy ojciec Fiji odkrywa, gdzie czas spędza jego córka, postanawia opuścić terenu tajgi. Przyjaciele nie mają wyjścia. Muszą o sobie zapomnieć.
Mijają lata, a ich ścieżki krzyżują się ponownie.
Czy dawna silna więź przebywała próbę czasu?
Odpowiedzi szukajcie pośród stron książki Hanny Buch pt. "Wilczyca i renifer". To poruszająca opowieść o akceptacji, przełamywaniu stereotypów, zaufaniu, ale i o podrzucaniu marzeń dla kogoś bliskiego.
Wzruszy Was, a jednocześnie wleje w serce spokój. Dzieciom pokaże, że nigdy nie wolno tracić nadzieję, nawet wówczas, gdy mijają kolejne lata i nic się nie zmienia.
Mądra i wartościowa.
Zimowa perełka wśród dziecięcych czytanek.
- Nie interesują mnie emocje, a fakty. Weronika Stanos, wasza najbliższa krewna, musi się odnaleźć w ciągu najbliższego tygodnia, bo tyle zostało do realizacji postanowień umowy, jaką zawarła z moim klientem.
– Nie sądzę, aby to było wykonalne – warknęłam…
– W takim razie trudno. Wejdzie pani w miejsce siostry – oświadczył beznamiętnym tonem. – Jej dług stanie się pani długiem…”.
„To historia, która pokazuje, że najtrudniejsze relacje rodzą się tam, gdzie miało ich nigdy nie być.”
Miłość nie zawsze przychodzi w odpowiednim momencie — czasem pojawia się wtedy, gdy najbardziej się przed nią bronimy.”
Myślałam, że poślubiłam potwora i bałam się ,że nigdy się od niego nie uwolnię.
Weronika Stanos od dawna była chlubą swoich rodziców- odkąd ojciec pozwolił jej wyjechać do Londynu, gdzie miała studiować i jako pierwsza spośród krewnych zdobyć dyplom wyższej uczelni dziewczyna stała się również wzorem da swojej młodszej siostry Zoe, która prowadzi rodzinną tawernę.
Początkowo studentka regularnie kontaktowała się z bliskimi dzieląc się wrażeniami i opowiadając o wielkim świecie.
Z czasem jednak stosunki najstarszej córki z rodzicami rozluźniły się i stały wspomnieniem.
Niestety głowa rodziny podupadła na zdrowiu.
Życzeniem ojca młodych kobiet jest przyjazd Weroniki do rodzinnego domu i małego greckiego miasteczka.
Zoe czeka na lotnisku , lecz po kilku godzinach okazuje się że długo wyczekiwany gość nawet nie wsiadł na pokład samolotu a enigmatyczny telefon przynosi wieść o długu, którego młodsza z panien Stanos została współwłaścicielką.
O tym na czym ma polegać jego spłata bohaterka dowiedziała się kilka dni później, gdy pewien tajemniczy mężczyzna przyjechał na Kretę szukając kobiety od której mógłby wyegzekwować swe roszczenia.
Nie zastawszy jej jednak oświadczył, iż zobowiązanie przeszło na Zoe , a w razie odmowy jego przejęcia rodzina straci dom i restauracjję.
Okazuje się że młoda Greczynka musi zawrzeć związek małżeński z zupełnie obcym mężczyzną i na dodatek urodzić mu zdrowe dziecko.
A potem zniknąć z jego życia.
Liama Lenoxa nie da się wygolglować. W sieci próżno szukać zdjęć. Wiadomo tylko ,że jest po trzydziestce i zarządza największym bankiem w Wielkiej Brytanii, a do tego ma tytuł szlachecki.
Zaczyna się żmudna praca nad tym by młodą skromną dziewczynę uczynić damą.
Zajęcia z angielskiego, historii a nawet.. edukacja seksualna
Czy plan się powiedzie?
Sam Liam jest mężczyzną niezwykle tajemniczym i bardzo długo się nie ujawnia- chociaż miałam podejrzenia od pewnego momentu.
Arystokratyczny świat okazuje się polem minowym a tajemnice mnożą się jak grzyby po deszczu wbijając w fotel.
Główna męska postać szarga nerwy, lecz również wyciska łzy.
„Mąż, którego nie chciałam” Moniki Magoskiej-Suchar to powieść, która zaczyna się jak klasyczny romans z motywem przymusowego małżeństwa, lecz bardzo szybko udowadnia, że pod tą znaną konstrukcją kryje się znacznie więcej.
Autorka umiejętnie balansuje pomiędzy dramatem rodzinnym, tajemnicą, romansem i emocjonalnym dojrzewaniem bohaterki. Zoe nie jest papierową heroiną — to młoda kobieta postawiona pod ścianą, zmuszona do decyzji, których nikt nie powinien podejmować wbrew sobie. Jej lęk, bunt, poczucie niesprawiedliwości i stopniowe oswajanie nowej rzeczywistości wypadają autentycznie i przekonująco.
Liam Lenox to bohater niejednoznaczny — chłodny, zdystansowany, momentami irytujący, a jednocześnie intrygujący. Jego milczenie i kontrola budują napięcie, które z każdą stroną tylko narasta. Relacja tej dwójki rozwija się powoli, bez tanich skrótów, oparta na nieufności, niedopowiedzeniach i stopniowym odkrywaniu prawdy — nie tylko o sobie nawzajem, ale i o własnych granicach.
Ta historia boli. Bo pokazuje, jak cienka jest granica między wyborem a przymusem, między poświęceniem a utratą siebie. Zoe nie wchodzi w to małżeństwo z nadzieją — wchodzi ze strachem. Z poczuciem, że jej życie właśnie przestaje do niej należeć. Każdy krok, każda lekcja, każdy gest w obcym świecie jest walką o zachowanie resztek własnej tożsamości.
Relacja z tytułowym mężem jak nie jest łatwa ani oczywista. To nie jest bajka o księciu z tytułem. To opowieść o dwojgu ludzi, którzy noszą w sobie więcej ran niż słów. O bliskości rodzącej się w ciszy, spojrzeniach i niedopowiedzeniach. O uczuciu, które przychodzi nieproszoną porą — wtedy, gdy serce jest najmniej gotowe, by je przyjąć.
Autorka nie oszczędza czytelnika. Są momenty, które ściskają gardło, są takie, które wywołują złość i bezsilność, ale są też chwile czułości, dające nadzieję, że nawet w najbardziej narzuconej roli można odnaleźć prawdę o sobie. To książka o strachu przed miłością, o uczeniu się zaufania i o tym, że czasem wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się ucieczka.
„Mąż, którego nie chciałam” to historia, która zostawia ślad. Nie dlatego, że opowiada o idealnej miłości — lecz dlatego, że pokazuje, jak trudna i bolesna bywa droga do niej.
„Czasem najbardziej przerażające nie jest to, że ktoś wchodzi w nasze życie wbrew naszej woli. Najbardziej przerażające jest to, że z czasem przestajemy chcieć, by odszedł.”
Przeczytałem. Istotnie, wartościowa lektura, natomiast warto też wspomnieć o ewentualnych zagrożeniach wynikających z tejże rękojmi. Przykładowo, ryzyko tzw. podwójnej sprzedaży nieruchomości https://pamietnikwindykatora.pl/brak-aktualizacji-ksiegi-wieczystej-zajecie-nieruchomosci-osoby-trzeciej/ O tym w ogóle się nie pisze, a takie ryzyko istnieje i podobno takie przypadki de facto oszustwa, miały już miejsce.
„Czasem trzeba wrócić do korzeni, by odnaleźć siebie na nowo”.
„Przeszłość bywa ciężarem, ale tylko wtedy, gdy nie potrafimy znaleźć w sobie siły, by jej wybaczyć”.
„Miłość nie zna granic czasu — nawet lata rozłąki nie potrafią wygasić wspomnień, które wciąż tkwią w sercu”.
Rosa , Antonio, Marco. Troje przyjaciół którzy wszystko robili razem.
Początkowo dziewczynka jako najmłodsza nie była traktowana poważnie, lecz dla niej przyjaciel brata był rodziną i kochała go równie mocno jeśli nie bardziej.
Nikt nie był w stanie przypuszczać ,że jeden wieczór,, jedno zdarzenie diametralnie odmienia życie każdej z osób.
Marco Cortese musiał wyjechać choć decyzję o tym podjął ktoś inny i jego zdanie nie miało znaczenia.
Złamane serca pozostały w niewielkim włoskim miasteczku, gdzie dorastał.
To tam mieszkały zarówno miłość jak i demony przeszłości z którymi młody mężczyzna mierzył się przez czternaście drugich lat .
Powrócił jako człowiek sukcesu , chcąc odbudować tłocznię oliwek należącą dawniej do jego dziadków.
Mimo, że początkowo jego drogi splatają się z życiem szkolnej sympatii - Stelli - szybko wychodzi na jaw ,że to nie ona jest drugą połówką przystojnego Włocha, choć zdąży jeszcze solidnie namieszać.
Bo tak naprawdę serce Marco nigdy nie opuściło tego miejsca. Ani ludzi, którzy byli jego domem.
Powrót do rodzinnego miasteczka to nie tylko realizacja zawodowych planów, lecz przede wszystkim bolesna konfrontacja z tym, co zostało niewypowiedziane, niedomknięte i zepchnięte w najdalsze zakamarki pamięci. Każdy krok po znajomych uliczkach przywołuje wspomnienia, których nie da się już uciszyć.
Rosa nie jest tą samą dziewczynką, którą zostawił przed laty. Dorosła, silna, a jednocześnie krucha — nosi w sobie ślady tamtego wieczoru i lat ciszy, które po nim nastąpiły. Spotkanie z Marco burzy jej uporządkowany świat i zmusza do zadania sobie pytania, czy da się odbudować coś, co zostało brutalnie przerwane. Czy można jeszcze zaufać komuś, kto odszedł — nawet jeśli nie miał wyboru?
Weronika Tomala z ogromną wrażliwością prowadzi czytelnika przez meandry ludzkich emocji. Pokazuje, jak cienka bywa granica między miłością a bólem, między lojalnością a strachem, między pamięcią a przebaczeniem. To powieść, w której nic nie jest czarno-białe — bohaterowie popełniają błędy, uciekają, ranią i sami zostają zranieni, a jednak wciąż próbują odnaleźć drogę do siebie.
„Pod koronami oliwnych drzew” to historia o drugich szansach, ale też o cenie, jaką trzeba za nie zapłacić. O tym, że czas nie zawsze leczy rany, lecz potrafi nauczyć z nimi żyć. O miłości, która dojrzewa razem z bohaterami — cicha, trudna, prawdziwa.
To książka, która zostaje w sercu na długo po przeczytaniu ostatniej strony. Pachnie latem, oliwkami i słońcem, ale jej wnętrze wypełniają emocje głębokie i poruszające. Idealna dla tych, którzy w literaturze szukają nie tylko romansu, ale przede wszystkim prawdy o ludzkich uczuciach.
Serdecznie polecam 🫒🫒🫒💚
Tak naprawdę nie wiadomo w co tu wierzyć...
Ta książka jest określona jako próba analizy morderstwa popełnionego na nastolatce przez nastolatki z 2016 roku. Być może było o niej głośno, ale do moich uszu ta historia nie dotarła, dopiero teraz za sprawą właśnie tej książki, którą po latach postanowiono wznowić. Napisał ją dziennikarz, który nielegalnie pozyskał notatki, które były prowadzone w trakcie terapii już po tragedii. We wrześniu 2022 roku wycofano książkę z powodów opisanych w niej i teraz została wznowiona w oryginalnej formie. Od pierwszej strony trafia do serca, gdyż poznajemy w jaki sposób trzy dziewczyny pastwiły się nad dziewczyną i jak nieudolnie chciały popełnić podpalenie. Co najgorsze z tego wszystkiego, podpalona dziewczyna nadal żyła. Niemal spalona żywcem dowlokła się by poszukać pomocy. Nie wiem czy każdy jest w stanie czytać o tych szczegółach, gdyż mrożą krew w żyłach, a nawet potrafią z powodu wielkości przedstawionych obrażeń wywołać w czytelniku mdłości. Słowo po słowie mamy pokazane jak w tym samym czasie ona błagała o pomoc, a one wciągały śmieciowe jedzenie żartując przy tym nad wyraz intensywnie. Mamy tutaj zeznania osób, które ich widziały oraz wzajemne oskarżenia, kiedy jedna starała się zgonić winę na drugą. Świat prowadził wtedy swoją politykę, więc pozostawiając kampanię w największej uwadze, niemal zrzucono tą sprawę pod dywan. To niewyobrażalne co dla kogo i jak bardzo się liczy, żeby tak wielką tragedię zmniejszyć do rozmiaru orzeszka włoskiego. Dziennikarz tak bardzo przejął się wszystkimi nieścisłościami, że sam postanowił opisać wydarzenia od strony świadków, rodziny oraz każdego, kto mógłby cokolwiek w tej sprawie wiedzieć. To jest tak prawdziwie opisana tragedia, aż non stop czułam jakbym była na wysokiej ilości kofeinie. Najbardziej przeraża tutaj prostota i chłód, które dodają jej jeszcze większej grozy. Zupełnie jakby z zimna krwią zdecydowano, że prankiem może się stać maltretowanie jakiegoś człowieka i podpalenie, by zniszczyć wcześniejsze dowody. Nie pomyślały tylko, że to, co dzieje się na filmie nie ma odwzajemnienia w rzeczywistości... Niech przeczyta ją ten, kto nie jest wrażliwy, bo inaczej sprawi sobie autentyczny ból... I mamy nie wierzyć we wszystko, co zostało tutaj napisane...
Instagram ksiazki_moja_chwila ❄️„Olszany. Droga do domu.” jest to pierwsza część cyklu Olszan, autorstwa Agnieszki Litorowicz-Siegert, ta książka przyszła do mnie w idealnym momencie. Czytałam ją powoli, bo to nie jest zwykła powieść obyczajowa, to historia, która dotyka czegoś bardzo osobistego, miejsca w nas, które boi się zmian, ale jednocześnie za nimi tęskni.
❄️Julia, architektka z Warszawy, to bohaterka, z którą łatwo się utożsamić. Silna, poukładana, racjonalna… przynajmniej na pierwszy rzut oka. Kiedy jej życie zaczyna się rozpadać, a na horyzoncie pojawiają się Olszany – stara posiadłość po dziadku – ma być to tylko przystanek. Szybka decyzja, sprzedaż domu i powrót do „normalności”. Tyle że przeszłość nie pozwala o sobie zapomnieć. Julia postanawia odkryć, co kryje się za niepowodzeniem sprzedaży domu w Olszanach — i szybko przekonuje się, że to miejsce skrywa więcej, niż przypuszczała.
❄️Autorka z niezwykłą wrażliwością pokazuje, że dom to nie tylko ściany, ale emocje, wspomnienia i niewypowiedziane słowa. Olszany mają duszę, trochę tajemniczą, momentami bolesną. Czytając,wyobrażałam sobie zapach starego drewna, skrzypienie podłóg i ciężar rodzinnych sekretów, które przez lata czekały na odkrycie. To właśnie ten klimat sprawił, że nie mogłam oderwać się od lektury.
❄️Ogromnym atutem tej powieści są emocje – prawdziwe, niewymuszone, bliskie życiu. Wewnętrzne rozterki Julii, jej strach przed powtórzeniem błędów matki, niepewność wobec rodzącego się uczucia… wszystko to zostało opisane bardzo autentycznie. To książka o wyborach – trudnych, niewygodnych, ale koniecznych, by odnaleźć siebie.
❄️„Droga do domu” to również opowieść o odwadze. O tym, że czasem trzeba zwolnić, zatrzymać się i spojrzeć wstecz, by móc ruszyć naprzód. To historia, która koi, wzrusza i zostawia czytelnika z refleksją: czym tak naprawdę jest dom i gdzie jest nasze miejsce?
Ja zaraz zabieram się za kolejny tom, bo jeszcze nie pożegnałam się z Olszanami.
❄️Serdecznie dziękuję Wydawnictwu za egzemplarz do recenzji.
Każdy nowy debiut przyjmuję do czytania ze szczególnym zainteresowaniem. Może uda mi się przeczytać książkę, która na długo zostanie mi w pamięci? Może będzie hitem i autor wkrótce będzie w czołówkach bestsellerów? A może powieść nie zdobędzie serca czytelników? No właśnie. Nie wiemy, czego można się spodziewać.
Tm razem w mojej ręce trafiła książka pt. Uprzedzenie, której autorem jest pan Krzysztof Arkadiusz Rędzio. Debiutant na rynku wydawniczym urodził się w Stalowej Woli, studiował na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Pracuje w sądzie, jest też przewodnikiem po Podziemnej Trasie Turystycznej w Sandomierzu. A wiadomo, jak Sandomierz, to od razu mam na myśli powieści pana Michała Śmielaka. Pomyślałem sobie, że będę mógł przy okazji porównać warsztaty autorów — debiutanta i pisarza, który święci triumfy, przy wydawaniu kolejnych powieści. Prywatnie pan Krzysztof lubi, i tu nie będzie oryginalny, książki o tematyce sensacyjno-przygodowej. Jego pasją są skoki narciarskie. Jak wynika z jego biogramu na skrzydełku, z dużym prawdopodobieństwem jest rekordzistą Stalowej Woli w długości skoku narciarskiego, który według niepotwierdzonych źródeł wynosi 8 metrów. Ten wyczyn został osiągnięty na skoczni w Gilowicach. Dodatkowo uwielbia fotografię.
Okładka, jej kolory, tworzą mroczną aurę. Czerń i czerwone akcenty powodują, że od razu możemy spodziewać się mrocznej powieści. Dodatkowo w jej centrum można dostrzec człowieka, który schodzi po schodach w ten wszech panujący mrok. Całość sugeruje, że możemy tutaj liczyć się tajemniczą zagadką, może też morderstwem w ciemnym zaułku? To zdradzi Wam czwarta strona okładki, z której dowiemy się, co takiego wydarzyło się w Sandomierzu.
Przejdźmy zatem do fabuły i bohaterów. Akcja rozgrywa się współcześnie we wspomnianym Sandomierzu, a osią zdarzeń jest Podziemna Trasa Turystyczna w tym mieście. Miejsce to jest jedną z największych atrakcji miasta, zwanego często "Małym Rzymem", ze względu na położenia miasta na siedmiu wzgórzach, podobnie jak stolica Włoch. Trasa ta liczy 470 metrów, a na jej drodze spotkamy różne ekspozycje związane z historią miasta, w tym legendę dotyczącą Haliny Krępianki i ocaleniu grodu przed Tatarami w XIII wieku. Może rzecz, trasa bohaterem? Nie, nie! Bohater ginie już na samym początku... W mrocznym zaułku trasy znaleziono zwłoki lokalnej przewodniczki, Ukrainki, Oksany Pyłypczuk. Kto mógł dopuścić się tej makabrycznej zbrodni? Warto dodać, że Oksana była jednym z najlepszych przewodników po tym obiekcie. No ale była Ukrainką i była światkiem Jehowy.
Właśnie te dwie rzeczy nie dają spokoju... autorowi. Przez policjantów, którzy szukają winnego zbrodni (winnej?), komisarza Grzegorza Mielnickiego i jego pomocnika, Łukasza Leśniewskiego. Przecież stosunek do Ukraińców nie wszędzie i nie przez wszystkich jest respektowany, a i świadkowie Jehowy nie cieszą się sympatią. Czy te czynniki mogą mieć wpływ na zaistniałą sytuację? Wydaje się, że śledczy zbyt powolnie rozwiązują sprawę. Wydaje się również, że każdy może być sprawcą, ale każdy ma solidne alibi. Do czasu.
Debiut pana Rędzio, udany, może jeszcze brakuje tutaj fajerwerków, ale trzeba przyznać, że książkę czyta się bardzo dobrze. Istotnym elementem jest też wiedza o Sandomierzu i miejsca, które dobrze znamy z podróżniczych eskapad. Dobry styl, postaci skrojone do spraw, które chciał autor uwypuklić, niebanalne zakończenie. To dobry debiut, polecam serdecznie.
Bo łzy są jak deszcz - nie pytają, czy mogą spaść.
Po prostu spadają.
Strata to dziwna rzecz. Można ją wykrzyczeć, można ją stłumić, można udawać, że jej nie ma. Ale ona i tak będzie
Ludzie mówią, że czas leczy rany. Ale czas to kłamca. On nie leczy niczego. On tylko uczy człowieka żyć z bólem.
Wiktora, Ania i Eliza. Trzy piękne, mądre kobiety.
Patrząc na nie z boku nikt nie odważyłby się stwierdzić, że są nieszczęśliwe.
Jak to jest,że często wierzymy w pozory albo co jeszcze gorsze w trudnej sytuacji nie widzimy znaków ostrzegawczych , mimo,że przecież dla otoczenia były wyraźnie widoczne?
Wiki i Krzysiek są małżeństwem od szesnastu lat.
Para doczekała się dwójki dzieci. Tola i Kuba są dla swoich rodziców wszystkim tym co najważniejsze.
Oprócz nich w dużej willi, którą oboje uwielbiają mieszka mama mężczyzny- Łucja.
Oboje wykonują pracę będącą ich pasją.
Wydaje się, że ten obrazek jest idealny , aż do dnia , gdy rodzina Wiki znika bez śladu, a wszelkie ślady wskazują na to że domownicy zbierali się w pośpiechu i mieli za moment wrócić.
Co naprawdę się wydarzyło? Czy naprawdę znamy tych , których kochamy?
Ania i Michał kochają się bardzo. To jedna z tych par o których chce się czytać i marzyć o podobnej trwałej relacji.
Choć nie mają pięknego domu z ogrodem i pieniędzy w nadmiarze darzą się szacunkiem i uwielbiają swoich dwóch nastoletnich synów - Emila i Antka.
Ich codzienność i chęć do rozmowy i pomocy dzieciom w każdej sytuacji ogrzewa serce.
A jednak pewna sobota na zawsze zapisze się w ich pamięci, gdy jeden z chłopców odbierze sobie życie.
Co go do tego pchnęło?
Eliza i Przemek wraz z dwójką pociech - Misią i Olafem tworzą przepiękną kochającą się rodzinę.
Nikt jednak nie ma pojęcia że za zamkniętymi drzwiami młoda perfekcyjna mama zmaga się z depresją poporodową a i mąż ma własny sekret. .
Gdy chłopczyk nieoczekiwanie znika małżonkowie zostają wystawieni na próbę.
Oczy trzech kobiet patrzą w inną stronę, ale ból, który je łączy, ma wspólny mianownik – milczenie. Gabriela Gargaś prowadzi czytelnika przez historie, które początkowo wydają się odrębne, a jednak z każdą kolejną stroną splatają się w przejmującą opowieść o stracie, żalu i pytaniach bez odpowiedzi.
Autorka z ogromną wrażliwością pokazuje, jak krucha potrafi być codzienność i jak łatwo przeoczyć moment, w którym „coś” zaczyna się psuć. Nie ma tu prostych winnych ani jednoznacznych odpowiedzi. Jest za to życie – nieidealne, bolesne, pełne emocji, które często chowamy pod maską normalności.
„Za późno na nas” to książka, która nie epatuje dramatem, ale pozwala mu wybrzmieć w ciszy między słowami. Gargaś pisze o depresji, żałobie, zagubieniu i poczuciu winy w sposób niezwykle ludzki – bez oceniania, za to z empatią i zrozumieniem. Każda z bohaterek inaczej radzi sobie z tragedią, inaczej przeżywa stratę i inaczej próbuje odnaleźć sens w świecie, który nagle się rozpadł.
To także opowieść o relacjach – małżeńskich, rodzicielskich, przyjacielskich – o tym, jak bardzo potrzebujemy rozmowy i jak niszczące potrafi być przemilczenie problemów. Autorka zadaje trudne pytania:
czy miłość zawsze wystarcza?
czy naprawdę znamy osoby, z którymi dzielimy życie?
i czy zawsze da się naprawić to, co pękło?
Ta powieść zostaje w sercu na długo. Zmusza do refleksji, zatrzymania się i spojrzenia uważniej na ludzi wokół nas. To książka bolesna, ale potrzebna – przypominająca, że czasem wystarczy jedno słowo, jeden gest, jedna rozmowa, by nie było za późno.
📖 „Za późno na nas” to historia, którą się czuje, a nie tylko czyta.
Wspomnienia z lat wczesnego dzieciństwa, dorastania z miejsca zamieszkania w domu rodzinnym, o życiu z problemami nałogowymi jednego z rodziców lub obojga są do pokonania szczególnie tym osobom, które nie mają nic do czynienia z nimi.
Nie raz spotykałam się z tym przypadkiem, gdzie praktykowany był codziennie jeden z przedstawionych nałogów, jakim jest alkoholizm będący trudny do pokonania i nie każdy mający z nim bezpośrednią styczność wygrał walkę o jego likwidację szkodliwego dla życia wroga.
Z ogromną chęcią postanowiłam, że poznam historię autorki Pani Ivany Gibovej -Ivana Gibová opisanej w książce pt. ''Babunia'', gdyż chcę wczuć się w to, jakie były pierwsze emocje kobiet po spojrzeniu, gdy jak ich najbliższa osoba z rodziny rani ich, być może na pokaz lub pokazuje, jakie ma prawdziwe oblicze świadomie bądź nie.
Być może autorka poprzez podzielenie się osobistymi wspomnieniowymi refleksjami ma na celu podzielić się tym, co wzbudza, w niechęci do życia pod względem jak wygląda z obserwacji małej dziewczynki, nastolatki, dorosłej już kobiety tego, czego pragnęłam się dowiedzieć, a może w trakcie czytania jej opowieści nasuną się pytania wynikające z ujętej życiowej zapamiętanej przeze mnie treści książki.
Nie jest łatwy do zrozumienia za pierwszym razem przekaz emocjonalny autorki relacjonującej to, co się dzieje u niej na co dzień we wspomnieniach ze względu na zastosowany język słowacki. Wymaga on większego skupienia i rozważenia czytanego wielokrotnie, czy można zmienić życie na lepsze, czy jednak mimo osobistych dramatów ma się chęć na wytrwanie w nim.
Dzieciństwo siostry autorki Magdaleny było przepełnione strachem, jest ona wrażliwa na to, jak postrzegają ją inni, ma swój indywidualny świat, w którym się odnajduje, bo go lubi, a jest nim rysowanie. Tak naprawdę nie wiadomo, czego ona oczekuje od życia. Mam wrażenie, że ono jest podwójne realne niespełnione i zamknięte na zewnątrz.
Analizując krok po kroku to, czego autorka była świadkiem, jak odbiera całościowo rodzinę oraz problemy, z którymi się zmagali, będąc, ich świadomi bądź nie to mam pewność, że nie czuła, się dobrze przebywając z nimi. Jedynymi osobami, które darzyła, sympatią byli babcia i brat, co prawda każdy z nich ma różne charaktery i zachowania. Z czasem są one do zaakceptowania ze względu na sytuację, w której znajdują, się na obecną chwilę mieszkając z babcią.
Książki tej nie czyta się szybko.
Słowa uznania kieruje dla Pani Izabeli Zając za wykonane dokładnego tłumaczenia, które pozwala lepiej poznać, kim była tytułowa babunia, co ze sobą reprezentowała, czy zasługiwała na szacunek ze strony córki, zięcia, wnuków, a autorce dziękuje, że podzieliła się swoją osobistą historią.
Powiem wam, że jeśli sięgniecie po tą książkę, to pokaże wam, że jacy by ludzie nie byli, to jednak jest gdzieś w nich taka zazdrość o to, że komuś powodzi się lepiej, że ktoś ma więcej czasu, że pieniądze same do niego przychodzą... W tym wszystkim jest zazdrość o rzeczy, o które sami mogliby się wystarać, ale wolą myślenie w kategorii ,,ON" aniżeli ja. To również opowieść o rodzinie z którą nie trzyma się kontaktu. Zawsze znajdą się jakieś spory, które sprawią, że reszta rodziny się odgradza. Nie ważne, że przykrość sprawia się tym młodszym, którzy nie są winni ani nie mają nic wspólnego z waśniami, odgradza się nawet ich, by tylko pokazać, że ktoś im zawinił. Przychodzi jednak taki moment w ich życiu, gdzie osoba zagniewana znajduje się w potrzebie i oczekuje się wręcz aby pomóc mu w tych ciężkich chwilach. Jak uważacie, co na to druga strona? Ile żalów i złości musimy usłyszeć, a oni muszą przedyskutować, żeby przejrzeli na oczy? Powiem wam, że na tym opowieść się nie kończy. Zadziwił mnie tutaj wątek miłosny połączony z odczuwaniem uczucia szczęścia. Czasami bowiem bywa, że człowiek potrafi się do kogoś przyzwyczaić na tyle, że wszystkie gesty, które wykonuje, nawet te czułe, wychodzą mu mechanicznie. Tylko ciało pamięta, gdzie serce od samego początku miało swoją wędrówkę. Gdzie radowało się i czuło wyjątkowo przy osobie, której można powiedzieć wszystko i porozmawiać o wszystkim. Jedyny błąd to taki, kiedy wszelkie rozterki myślowe prowadzi się podczas prowadzenia samochodu... Wigilia za pasem, a wyjdzie na to, że członkowie rodziny będą musieli poradzić sobie sami. Bez opieki i osoby, która wszystkiego potrafiła dopilnować. Czyżby tak naprawdę dopiero wtedy docenili to, co dawno im spowszedniało?
Niesamowita opowieść pisana sercem na dłoni. Pokazuje życie zwyczajnych ludzi, tak zwaną prawdę o której się nie mówi. Wiele osób spojrzy na nią okiem prywatnym i taki też był zamysł. Nikt bowiem nie nakłoni lepiej do spojrzenia na swoje życie aniżeli właśnie ta autorka. Przepiękna opowieść, która trafia bezpośrednio do serca. Bardzo ją polecam:-)
„Każda przerażająca rzecz na chwilę rozbłyska, a postem staje się po prostu smutna”.
„Pragnienie” to niewiarygodna podróż w czasie i przestrzeni, na która zaprasza piękna i odrażająca zarazem wampirzyca głodna krwi. Ruszamy więc z Europy do XIX- wiecznego Buenos Aires, gdzie życie z wciąż niezaspokojonym pragnieniem, którego ludzie nie rozumieją jest nie lada wyzwaniem. Niesamowita wola przetrwania jest jednak tak zachłanna, że tylko przyspiesza ten wieczny pościg za spełnieniem. Jej być, albo nie być zależy od zachowania tajemnicy, zlania się z otoczeniem, wmieszania w tłum. Co nie jest wcale łatwe, gdy lubi się mieć usta pomalowane ludzką krwią.. Co się stanie, gdy w przyszłości to nieludzkie pragnienie spotka twarzą w twarz swoje lustrzane, ludzkie odbicie..?
„Pragnienie” to nieoczywista opowieść o tym, jak bardzo ludzie i nie tylko ludzie, są zakładnikami swoich pragnień. Egoistycznie zachłanni spełnienia. Pięknie waleczni i obrzydliwie drapieżni.
Jeśli lubisz gotyckie powieści z nutką horroru, niejednoznaczne, intrygujące, doprawione grozą i owiane tajemnicą – to jest „coś”, co powinno przypaść Ci do gustu.
Ja polecam.
„Była sobie radość” Katarzyny Michalak to opowieść, która porusza najczulsze struny serca. Autorka prowadzi czytelnika gdzieś pomiędzy zwątpieniem a cudem, tworząc historię prostą, lecz głęboką w emocjach. To współczesna bajka o miłości, stracie i nadziei, która potrafi przetrwać nawet największy mrok.
W Bombonierce, niewielkim mieszkaniu pełnym codziennej bliskości, dwoje ludzi wierzy, że ma wszystko. Dopiero brak, którego nie potrafią nazwać, uświadamia im, że do pełni szczęścia potrzeba czegoś więcej. Ten brak wypełnia Bajka – suczka corgi, która pojawia się w wigilijną noc niczym cichy cud zapakowany w karton. Od pierwszego spojrzenia wnosi do ich życia czystą radość, bezwarunkową miłość i sens, którego nie da się racjonalnie wyjaśnić. Jak szybko się pojawia, tak równie szybko znika, a jej odejście staje się momentem granicznym. Bohaterowie muszą wyruszyć w najtrudniejszą podróż – w głąb własnych emocji, żalu i strachu przed dalszym życiem.
Równolegle autorka prowadzi wątek wędrówki Bajki, która, choć zagubiona, nadal niesie radość innym ludziom. To piękna metafora tego, że dobro nigdy nie ginie, a tylko zmienia formę i miejsce.
„Była sobie radość” to książka wzruszająca, cicha i pełna światła. To jedna z lepszych książek o klimacie świątecznym jaką miałam okazję przeczytać.
Pierwszy tom był znacznie bardziej delikatny, tutaj mamy wulgarność i podłe zachowanie. Ojciec nie szanuje swoich dzieci i uważa, że tylko mordercze treningi potrafią dać im siłę jakiej potrzebują. Już po tym możecie poznać, że zapałałam do niego nienawiścią. Jeśli według ich starszej siostry były zbyt słabe na cokolwiek, to w równym stopniu mogły być dla niego wymordowane. Inną postać z kolei odwiedza wciąż ten sam sen. Stara się rozwiązać jego znaczenie, choć co sobie o nim przypomina to czuję się w pewien sposób podekscytowany. Z późniejszych opisów wiemy o kogo chodzi, dlatego nie dziwimy się, że jest to akurat ta konkretna postać. On sam jest zły na moc, którą dostał a o którą nie prosił. Wie, że dar ognia dla niego nie jest zagrożeniem, ale wszystko inne co otacza, już tak. Ilekroć wkraczałam na temat konkretnej postaci, to czułam wielki niepokój i niecierpliwość. Każdy coś złego przeczuwał, każdy się czegoś obawiał. Czasami dostajemy tu drobne podpowiedzi, ale nieraz trzeba poczekać za wyjaśnieniem skąd się brały te odruchy. Nie jest to jednak książka w której toczy się same walki pragnąc utrzymać pozycję w tak zwanym stadzie. Odnajdziemy też tutaj tęsknotę za kimś, kto byłby godny bycia parą dla jednej z postaci. Ten wątek utrudnia nieco gniewna dziewczyna, której się wydaje, że siłą jest wstanie wszystko osiągnąć. Nie lubi pomocy od innych, pragnie być samowystarczalna, dlatego nawet jeśli jest w sytuacji bez wyjścia, a ktoś tą pomoc ofiaruje, to potrafi cisnąć gromami:-) Nikt tutaj nie wpadł na pomysł, że ta, która zaginęła w ogóle nie chciała zostać odnaleziona. Jej zaborczość czasami przypominała uparte dziecko, które się dąsa, bo chce coś zrobić po swojemu. Tyle tylko, że nie zawsze potrafi idealnie wyjść z opresji, gdyż przeszłość i sekrety bardzo lubią się o każdego upominać. Tutaj postacie mają dary, których nie chcą i toczą walki czasami z powodów dumy. Bywa tu niebezpiecznie i z pewnością nie jest to opowieść przy której się siedzi i na spokojnie pije kawę. Nie ma tu spokoju, nie ma tu zastoju, nie ma tu nudy. Wszystko się wydarza niemal na już. Aby ujrzeć głębię tej historii trzeba wpierw przeczytać tom pierwszy. Widać, że autorka się rozkręciła na dobre, więc czekam za następną, a czy ponownie fantazyjnym światem, to pewnie niedługo się okaże:-)
Książka jest dużego formatu niczym zwykły blok rysunkowy, wydana w sztywnej oprawie z tekstem zawierającym dużą czcionkę. Tematyka przedstawia początek życia naszego zmarłego Papieża Jana Pawła II. Nie jest napisana jednym ciągiem, tylko składa się z najważniejszych wydarzeń opisanych w bardzo ciepły i miły sposób. Przyznaję, że kiedyś czytałam biografię tego Papieża i gdziekolwiek bym nie zajrzała, to wszędzie było to opisane jako radosne i ciepłe oraz szczęśliwe wydarzenie, więc i ta opowieść w formie bajki ma takie samo przesłanie. Piękny upalny dzień i kobieta, która miała począć dziecko. Modlitwy ludzi i w niedługim czasie płacz niemowlęcia, które urodziło się szybciutko, by nie sprawić mamie dużo bólu. Od razu w domu nazwano go świętym, gdyż wszystko wskazywało na to, że będzie to szczęśliwe dziecko. Opowieść pokazuje w jaki sposób nadano mu imię, czym zajmował się jego ociec, jak wychowywała go matka i jak ważną rzeczą w ich życiu była codzienne modlitwa. Autorka podkreśliła jak bardzo rodzice byli wdzięczni za swoje dziecko i jak nauczyli go w ten sposób wdzięczności. Jak ciągnęło go w stronę kościoła i jakie wsparcie dostawał w swoich młodych jeszcze planach. Jak trudno im się wiodło, kiedy pieniędzy ubywało, a tata chłopca musiał zejść na emeryturę. Czas mijał im na wykonywaniu ciężkich prac i chwil, kiedy chłopiec grał z rówieśnikami w piłkę nożną. Następnie była wzmianka o zdaniu ,,Czas ucieka, wieczność czeka". W przepiękny sposób mama Lolusia mu to wytłumaczyła. Następnie czas zaczął przyspieszać i napotykały ich pierwsze przykre zmartwienia, choćby śmierć jego matki, której zawdzięczał to, kim później się stał, aż do pozostania wielką osobistością.
Czas podczas lektury mija niczym przerzucane kartki z kalendarza na podstawie miesięcy, później lat. Zostały podkreślone tutaj najważniejsze momenty w życiu Lolka, które miały wpływ na to do jakiego tytułu doszedł. Niewątpliwie matka zawsze była obecna w jego głowie.
Książkę polecam każdemu, kto tylko słyszał o tym cudownym Papieżu. Wywoła w was ogrom wzruszenia oraz pokaże jak wielką rolę w życiu dzieci sprawują ich rodzice. W dużej mierze to od nich zależy kim się staną i gdzie dojdą. Jakie wartości im pokażemy i jaką wiarą w siebie obdarzymy. Do tego mamy ogrom pięknych rysunków jakby wyrwanych z kartek kalendarza i w klejonych na strony książki. Oddaje to klimat tego, co było a przeminęło. Ogromnie ją polecam, przepiękna na prezent:-)
„Aneta Pałka nie daje prostych odpowiedzi. Zamiast tego zmusza czytelnika do zadania sobie niewygodnych pytań.”
„Subtelna, psychologiczna i niepokojąco prawdziwa – ta historia zostaje w myślach na długo po ostatniej stronie.”
„To książka o momentach, w których jedno milczenie znaczy więcej niż tysiąc słów.”
„Czasem najbardziej niebezpieczna granica nie przebiega między dobrem a złem, lecz między tym, co znane, a tym, na co nie mamy odwagi
Maja i Ewelina - dwie kobiety, których los z pozoru różni się od siebie niczym i woda.
Łączy je jednak tajemnica sprzed lat.
To właśnie przeszłość Eweliny i jej decyzje sprawiły, że pojawiła się w życiu Majki.
Majka Skrzydlewska ma wszystko co stanowi marzenie wielu osób.
Od kilku lat jest żoną uznanego kardiochirurga Grzegorza i mamą trzyletniego Adasia.
Oprócz tego pracuje jako asessor w kancelarii komorniczej i bardzo lubi swoje zajęcie
Rodzina ma piękny dom, właściwie willę i kilka razy w roku wyjeżdża do ciepłych krajów.
Pewnego dnia kobieta poznaje jednego z klientów kancelarii w której pracuje.
Sebastian Kamiński jest..marzeniem wielu kobiet i Maja nie pozostaje obojętna na jego urok , choć początkowo stara się zniechęcić do siebie przystojnego adoratora.
Ewelina z kolei od zawsze miała pod górkę i pakowała się w kłopoty.
Drogi obu bohaterek splatają się w dość niezwykłych okolicznościach- nie chcę ich jednak zdradzać.
Sięgając po jak się okazuje debiutancką książkę Pani Anety Palki sądziłam ,że mogę otrzymać lekką historię o adoptowanej przez inną rodzinę i oczywiście zakazane uczucie Mai i Sebastiana.
Owszem romans jest , wyjątkowo zresztą ognisty i napisany z klasą , jednak wszystko inne trudno przewidzieć, gdyż książka ewoluuje wraz z rozwojem sytuacji przeradza się w niezwykle emocjonujący thriller psychologiczny od którego nie sposób się oderwać.
Co ciekawe okazało się, że Cienka granica jest debiutem literackim autorki i muszę przyznać że jestem w ogromnym szoku i już teraz czekam na więcej 💙🩵