„Odmienni” Laury Mill, pierwszy tom nowej serii Namiętności i Uczucia, to intensywna, pełna napięcia powieść romantyczno-obyczajowa, w której emocje buzują od pierwszych stron. Autorka przedstawia historię Gabrielli Marleckiej – dojrzałej, 35-letniej studentki architektury, która po trudnych doświadczeniach życiowych z determinacją walczy o ukończenie studiów i realizację marzeń o karierze projektantki. Jej świat, uporządkowany i trzymany w ryzach silną wolą, zaczyna chwiać się w momencie, gdy poznaje Alexa Wilsona – młodszego o dekadę, charyzmatycznego bruneta, który wzbudza emocje tak silne, jakich Gabriella się po sobie nie spodziewa.
Relacja bohaterów opiera się początkowo na ustalonym układzie: bez zobowiązań, bez miłości, jedynie namiętność. Jednak szybko okazuje się, że to, co miało być proste, wymyka się spod kontroli. Autorka świetnie oddaje dynamikę między Gabriellą i Alexem – ich wzajemne przyciąganie, wybuchowe starcia, lęki i pragnienia. W tle pojawia się propozycja wspólnego biznesu, która otwiera przed nimi świat wielkich pieniędzy, ale jednocześnie wciąga w sieć sekretów, zależności i ryzyka. Każdy krok bohaterów może prowadzić do niebezpiecznych konsekwencji, a czytelnik z każdą stroną coraz mocniej czuje, że stawka rośnie – i to nie tylko w sferze uczuć.
Laura Mill stawia na połączenie namiętności, niepewności i emocjonalnego suspensu. Czytelnik doświadcza ekscytacji, frustracji, zaskoczenia, czasem nawet gniewu – dokładnie tego, co przeżywają bohaterowie, próbując zrozumieć siebie nawzajem i własne emocje. To historia o sile pożądania, o różnicach, które mogą łączyć, ale też o granicach, które łatwo przekroczyć, gdy w grę wchodzi serce.
„Odmienni” to idealna propozycja dla czytelników szukających mocnej, dojrzałej romansu z nutą niebezpieczeństwa, dla fanów historii o burzliwych relacjach, niespodziewanych zwrotach i chemii, której nie da się ukryć. Gatunkowo powieść łączy romans współczesny z obyczajową opowieścią o pokonywaniu własnych słabości i odnajdywaniu odwagi do uczuć.
Laura Mill otwiera trylogię, która zapowiada się wyjątkowo emocjonująco – „Odmienni” to historia, która wciąga, rozpala wyobraźnię i zostawia czytelnika z nieodpartą potrzebą sięgnięcia po kolejny tom. Warto poznać Gabriellę i Alexa oraz dać się porwać ich namiętnej, skomplikowanej opowieści.
Natasza Socha- to na jej książki czytelnicy zwykle czekają z niecierpliwością. Nierzadko trzeba się też uzbroić w porcję chusteczek higienicznych, gdyż łzy są często objawem bardzo uważnego śledzenia fabuły. Pisarka niemal zawsze zagląda w głąb ludzkiej duszy, na dodatek robi to precyzyjnie, odważnie. Po prostu- pokazuje nam ludzkie życie, choćby miało najbardziej brutalny wydźwięk. Zresztą, specjalnością Nataszy Sochy nie jest tworzenie tylko wzruszających książek obyczajowych. Świetnie sprawdza się też jako autorka kryminałów, jak też, dla kontrastu, kocha ją najmłodsze grono odbiorców. To właśnie dla dzieci napisała mnóstwo bajkowych historii z mądrym morałem w tle.
Zakładałam, że „Kamienica pszczół” będzie tekstem miłym, przyjemnym, ciepłym. Jestem przekonana, że wielu odbiorców skusi sama forma graficzna. Ostatnio panuje moda na barwione brzegi książek, a tym razem dobór kolorów i wzorów jest idealny. Okładka zaprojektowana przez Elizę Luty świetnie współgra z tematem powieści, przyciąga spojrzenia. A skąd pomysł na tytuł i co się za nim kryje?
Cóż, od tego momentu zaczęło się moje lekkie rozczarowanie. Miałam nadzieję na to, że książka da mi obraz kilku silnych, pomagających sobie wzajemnie kobiet. Może i tak było, jednak momentami męczyłam opowieść i nie wiedziałam, jak się w niej odnaleźć. Owszem, Natasza Socha od początku przypomina nam, że ul nigdy nie śpi, a praca wre nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach pogodowych. Podobnie jest w przypadku konkretnej grupy ludzi- trzeba działać, wytężać, umysł, by coś osiągnąć. Taka niby jest Alicja, właścicielka starej kamienicy, ale jej postawa nie przekonała mnie. Miałam wrażenie, że jest to wszystkowiedząca i wiecznie wtrącająca się pani, a nie osoba cechująca się bezinteresowną pomocą. Chyba po raz pierwszy autorka mocno mnie znudziła, a nawet nieco zawiodła. Szkoda… Sama lektury jednak nie odradzam- każdemu podoba się przecież coś innego.
Czy znajduję w tej książce jakieś plusy? Na pewno walorem są zatytułowane rozdziały- uwielbiam taki zabieg pisarski, a ich tajemnicze nazewnictwo jeszcze bardziej pobudza ciekawość. Od razu zastanawiam się, co takiego przygotowała dla mnie pisarka. Niestety, nie zawsze było to coś wartego uwagi…
Inny plus przyznaję za rozprawę nad słowem dziękuję. Warto go używać i pamiętać o tym, co bliska osoba dla nas zrobiła. Nie może być jednak tak, by słowo dziękuję przerodziło się w dożywotnie zobowiązanie.
Zgadzam się też z innym poglądem- inne czytelniczki napisały, że nie chciałyby znaleźć się w kamienicy należącej do Alicji. Każda z bohaterek wiele wycierpiała, a zatem powinna być ogromna szansa na porozumienie. Ja dostrzegam tu jednak wytężoną kontrolę, dominację i zwyczajnie złe podejście do smutnych tematów.
„Kamienica pszczół” nie jest powieścią łatwą i przyjemną. Sama momentami gubiłam się w postawach bohaterek, a część opisów wydała mi się zbędna, przegadana. Cóż, tym razem autorka nie porwała mnie swoim stylem, co bardzo rzadko się zdarza.
Jeden z gości budził w niej niepokój tak przenikliwy, że aż ściskało jej wnętrzności. (…) nie dała niczego po sobie poznać - była zbyt dobrze wychowana.
Pierwszy raz znalazła to czego oczekiwała.
Miłość bez warunków i serce , które wybrało ją dawno temu.
Gdy jedyna córka zamożnego kupca Hemminga Mercera po raz pierwszy spotkała szeryfa miasteczka w którym żyła miała zaledwie czternaście lat.
Mężczyzna nie miał wówczas pojęcia o jej istnieniu i zdawać by się mogło iż w tamtym okresie był kimś zupełnie innym.
Niestety tamtego dnia nastolatka ujrzała jak najważniejszy urzędnik królewski wymierza chłostę.
Wówczas jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, co mocno poruszyło dziewczynkę, wywołując w jej psychice potężną traumę.
Nikomu jednak nie wyjawiła czego była świadkiem, a po przeczytaniu powieści jestem pewna, że gdyby wyznała co ją męczy relacja z Thornem- jego imię nie jest chyba przypadkowe- byłaby zdecydowanie prostsza.
Dwa lata po tamtych wydarzeniach śliczna panna jest zmuszona usługiwać szeryfowi w gospodzie.
Oczywiście nie obyło się bez wpadki a strach młodej kobiety jeszcze się nasilił.
Jakby tego było mało ojciec Agnes, który wcześniej pozostawił córce wybór małżonka - oznajmia, że poślubi ona właśnie jego
Zbuntowana nastolatka postanawia uciec z domu, a towarzyszy jej wieloletni przyjaciel- Godwin
Kilka dni po tym jak odeszła bohaterka decyduje się jednak wrócić i porozmawiać z tatą.
Niestety okazuje się, że cały jego majątek spłonął a on sam stracił życie.
Dwoje przyjaciół znajduje niewielką chatkę w okolicznej wsi i oboje pracują by utrzymać.
Niestety pewnego dnia brakuje im plonów należnych w ramach corocznej daniny.
I właśnie wówczas pojawia się w jej zyciu mężczyzna z blizną , którego za plecami nazywają Szatanem.
I pragmie... pocałunku w ramach zapłaty.
Z pozoru niewinna, choć podszyta podtekstami prośba staje się początkiem niebezpiecznej gry na granicy pożądania i nienawiści ..
Noe zdradzę więcej bo uważam, że odbiorę wiele radości z poznawania fabuły, a sama nie znoszę recenzji zdradzających detale.
Powiem tylko,że z każdą stroną byłam coraz bardziej zaciekawiona, a postępowanie niektórych osób przyprawiało mnie o szybsze bicie serca i to niekoniecznie z powodu scen miłosnych czy pozytywnych odczuć.
Chwilami miałam ochotę wziąć wybrankę Thorna na rozmowę i mocno nią potrząsnąć.
Dziewczyno jak Ty nie chcesz go na męża, chętnie Cię zastąpię.
Chętnie bym się dowiedziała więcej o tym co spotkało mężczyznę ponieważ w książce był jedynie zarys jego przeszłości.
Moją duchową siostra chyba zostanie Sybil.
Jestem też ciekawa czy wszyscy powiedzieli już ostanie słowo i zacieram ręce na kolejne części cyklu Mroczni oblubieńcy 🔥❤️
,,Z trudem podniosłam powieki i spojrzałam w stronę okna. Za szybą rozciągał się widok na złoty od słońca i liści szpitalny ogród. Wydawał się tak odległy, jakby należał do innego świata. Bo przecież tam, na zewnątrz, nic się nie zmieniło."
To historia dla wrażliwych dusz, które być może doznali jakiejś straty, która nimi wstrząsnęła i nadal tkwią w miejscu okalając się rozpaczą. Chcę powstać, ale nie wiedzą jak. Ta opowieść da im taką podpowiedź. Gdybym mogła opisać tą książkę serduszkowymi słowami, powiedziałabym, że opowieść została spisana piórkiem maczanym we własnej krwi z możliwością obserwacji w jaki sposób rana się goi. Zawsze podziwiałam małżeństwa, które długie stażem wciąż do siebie coś czuli. W związku naszych postaci wciąż tliła się iskierka miłości. By ją wzniecić postanowili wyjechać w podróż, by odnowić romantyczne więzy. Kobieta ten czas wspomina z wielkim uśmiechem, dlatego przy powrocie była pewna, że wskrzesiła wszystko, co tylko mogła, by rozpalić ponownie ich własne ognisko. Niestety podczas powrotu mieli bardzo poważny wypadek. Ona przeżyła, a on zginął na miejscu. Stąd ten cytat. Świat nigdy nie pyta czy czas ma trwać, czy mógłby się zatrzymać. Skoro świt wstaje słońce i pieści nas swoimi promieniami nawet wtedy, kiedy o to nie prosimy. Ono nie zna przejmującego smutku. Nie rozumie straty do jakiej doszło. Tego, że świat jednego istnienia pękł na pół...
Czas po wypadku jest trudny i bolesny. Siostra kobiety obiecuje jej zająć się nią. Nie jest lekko i każda z postaci to rozumie. Dnie przenikają się nawzajem, a pusta w sercu wydaje się jakby trwała wiecznie. Jednak nadchodzi dzień, kiedy odrobina uśmiechu wpada do domu Basi. Przez promień słońca rozpoczyna zauważać, że nie wszystko w jej życiu się zakończyło. Ludzie wciąż w jej towarzystwie czują się nieswojo, gdyż nie wiadomo co mają powiedzieć. Jednak pomimo wszystko każdy kolejny dzień pokazuje, że jeszcze warto jest się uśmiechać...
Wspaniała i mega wrażliwa historia pokazująca jak człowiek zachowuje się podczas straty, oraz jak udaje mu się powstawać. Odbić od dna i ponownie patrzeć w przyszłość. Emocje ukazane od pięknych opisów, które wywołują smutek jak i radość. Przepięknie wydana, przejrzyście ukazana i godna polecenia:-)
Polecam serię każdemu, kto pragnie uczestniczyć w treści nie tylko poprzez same wydarzenia ale i uczucia, które w równiej połowie są podkreślone. Zupełnie jakby rozłożono ją za pomocą dwóch autorów, gdzie jeden zajmował się życiem zewnętrznym i wszelkimi sprawami do których u niego dochodziło, a drugi pokazywał ile uczuć skacze czy też tańczy w ich ciałach. Chciałabym zaznaczyć, że jeśli ktoś z was jest wrażliwym człowiekiem, czy też stracił kogoś, kogo darzył czymś więcej aniżeli tylko uczuciami, to może ogromnie ją przeżywać. Bardzo bolało mnie tutaj czytanie o czyjejś śmierci, kiedy nawet po niej robiono wszystko, aby tylko ponownie żył. To było pragnienie tak silne, że otwierało nasze własne smutki, które spychaliśmy do pokoju w ciele, by nigdy nie mogły się wydostać. Chwilami naprawdę chciało mi się płakać, a to ogromnie rzadko spotyka mnie podczas czytania książki. To też opowieść o okłamywanej kobiecie, która raz na zawsze pragnie uzyskać odpowiedzi. Wie, że to, czego może się dowiedzieć złamie ją, ale czy w takim razie kolejne kłamstwa ranią mniej? My dostaniemy tutaj dosyć wnikliwe przemyślenia postaci. Oni żeby rozliczyć się z tym co następuje, wchodzą w czas, który już przeminął. Te wspominki są bardzo wrażliwe, pokazują skrawki życia, kiedy zostali złamani prze los. Dosyć trafne były rozmowy o przekonaniach, które ktoś komuś wciskał. Choćby to o nieistniejącej chorobie oraz poddaniu na nią leczenia. Chodziło o bezgraniczną wiarę, gdzie wyłączone zostało logiczne myślenie. Ludzie czasami gnają na oślep, słuchają innych, robią co każą, a później są zdziwieni, że zostali oszukani. Myślę, że wnikliwy czytelnik bardziej będzie zwracał uwagę na to, co ktoś kieruje w jego stronę. W treści sprawa dotyczyła morderstwa, które dosyć szybko ktoś chciał uciszyć. Nie każdy zwróci na to uwagę, gdyż nie każdy w życiu poszukuje prawdy. Na szczęście inny ktoś tutaj będzie bardziej wyczulony na fałsze.
Myślę, że ten tom wniósł najwięcej emocji i to one najbardziej zostaną zapamiętane. Przemiana z cichej rybki na grubą rybę również mi się podobała. Każdy rozdział to imię osoby, której opowieść dotyczy wraz ze zdobieniami strony. Druk większy i przejrzysty, co również umila czytanie. Jeśli nie jestem w błędzie, to nie koniec serii, więc wyczekujcie, bo naprawdę warto:-)
Kiedy poznawałam twórczość Wojciecha Kulawskiego we wcześniejszych przeczytanych książkach należących do gatunku literackiego kryminałów czułam, że Cykl: Cienie w mroku będzie ciągiem interesujących zdarzeń, które spowodują, że zaprzyjaźnię się z podkomisarzem Mateuszem Dafnerem, informatykiem Tomaszem Wietlińskim wraz z jego partnerką Kasią. Jest to wyjątkowa chwila, gdy trzeba zmierzyć się tym osobnikiem, co krzywdzi, pozostawiając po sobie ślady i wiele odpowiedzi na nowe pytania, które pojawiają się podczas ponownego powrotu do tego, co wydarzyło się nieco wcześniej w I części tomu -''Rzeźbiarz kości'', II części tomu -''Projekt 1002''z Cyklu: Cienie w mroku, zanim rozpoczęłam, czytać III część tomu -''Pas Szahida'' mając skrycie nadzieję, że odnajdę w niej rozwiązanie, z jakich to przyczyn historia PRL nie da o sobie tak łatwo i szybko zapomnieć.
Czy pojawiający się nowi bohaterowie, a może znajdzie się wśród nich ktoś, kto będzie zainteresowany, co wydarzyło się kiedyś i non stop przypomina, że należy zakończyć z przeszłością?
Historia z czasów pierwszej i drugiej wojny światowej tych, co ją dzielnie przeżyli mocnym ciosem zmieniającym ich dotychczasowe życie i walcząc dzielnie, aby nie ujawniły się ich ślady, gdyż nie chcą o niej rozmawiać. Jedynie zostaje ukryty zarys gdzieś tego, co miało miejsce sprzed lat.
Emocji nie zabraknie w czytanym przeze mnie kryminale pt. ''Pas Szahida'', ponieważ nie jest, do końca wiadomo, co tutaj ma większe znaczenie walka z czasem o życie, czy pokazanie kto kim jest naprawdę, ratunek koleżanki z pracy pełniącą funkcję naczelnik, czy jeszcze coś, o czym nikt nie ma o tym pojęcia, co ukrywa się sprytnie w dalekiej zagranicznej podróży.
Podziwiam, z jakim wytrwałym i ogromnym zaangażowaniem autor zbudował charaktery dla wszystkich pozytywnych, jak i tych negatywnych występujących bohaterów oraz rozwój toczącej się akcji współcześnie, z początkiem lat 80,90.
Czy matematyka okaże się tutaj kluczem do rozwiązania zagadek, czy warto pozostać w ciemności, czy jednak w cieniu w pogoni tego, co może być sukcesem, który ujrzy światło dzienne?
Uważam, że spędziłam, mile czas czytając Cyklem: Cienie w mroku ze względu na to, że można wyciągnąć wnioski, że niezależne od czasu i miejsca, w którym się znajduję, pojawi się ktoś, kto wyciągnie do mnie pomocną dłoń, lecz tylko należy tylko to delikatnie i czujnie dostrzec oraz należy być uważnym na tego, kto czai się za rogiem i wyczuć, czy ma dobre intencje, aby nie utracić na nich życia.
Nie będę kłamać, że nie zwracałam uwagi na wygląd… oczywiście, że to pierwsze na co zwróciłam uwagę! No ale zobaczcie sami, piękna oprawa, uszlachetniona okładka, zielone strony! I najważniejsze… 24 rozdziały przeznaczone na 24 dni. Świetny pomysł! Aczkolwiek nie ukrywam… nie mogłam się powstrzymać i zdarzyło mi się, że przeczytałam kilka rozdziałów pod rząd, ale uwierzcie mi ta historia jest tak świetna, że nie mogłam się powstrzymać. Humor, akcja… no nie mogłam.
Tak jak wspomniałam wyżej- humor autorki jest świetny, przekomarzania się głównych bohaterów- złoto! Śmiałam się czasami na głos, co z reguły rzadko się zdarza.
„G: pytasz o siebie czy o choinkę?
W: O choinkę. Doskonale wiem, co sądzisz o mnie.
G: ach tak? Co takiego?
W: że jestem przystojny, inteligentny, zabawny, dojrzały i atrakcyjny.
G: w skrócie ..... Przypadek?”.
Czytając to czułam się jakbym oglądała typową, zimową, otulającą komedie romantyczną. Jestem fanką „Holiday” i wszystkich tego typu słodkich filmów, i bardzo chciałabym zobaczyć ekranizację tej książki. Poważnie. Czytałam ostatnio „Sail Away”, która mi się podobała, napisałam, że czekam na kolejną i jestem bardzo usatysfakcjonowana, ocena również idzie wyżej, aż strach pomyśleć co będzie przy kolejnej premierze… może oszaleję i będę psychofanką? :p Czuć progres, i oby tak dalej!
Jeśli moja opinia, jeszcze Was nie zachęciła. To zostawiam Wam poniżej motywy, które muszą definitywnie Was przekonać!:
Bo to ona zakochuje się pierwsza, a do tego jest to miłość w bracie swojej najlepszej przyjaciółki. Pikantności dodaje fakt, że to relacja ukrywana przed wszystkimi, w magicznym, zimowym miejscu, co daje nam świetną romantyczną historię świąteczną, którą musisz przeczytać!
*To jest moja prywatna opinia. Zachęcam do przeczytania i wyrobienia sobie własnego zdania.
To była naprawdę wciągająca lektura od samego początku, gdzie na dzień dobry zostaliśmy świadkami czegoś, co ktoś stracił. Nie znamy szczegółów, lecz dalej wchodząc w treść czytamy o pewnej kobiecie, która ledwo żywa przeszła ogromny odcinek drogi. Wiemy, że czuje się słaba, zmęczona i bardzo smutna. Zdecydowanie czuć tutaj ogromną stratę, która początkowo pasuje nam do prologu. Poszukuje ona domku, czegokolwiek gdzie mogłaby odpocząć. Wiemy, że pieniądze nie grają dla niej roli, ale nie lubi ich pokazywać. Dnia następnego to ona odnajduje zwłoki innej dziewczyny o miedzianych włosach i jest pierwszą podejrzaną. Przy policji udaje oczytaną i pewną siebie, ale wciąż niewiele o niej wiedząc, niczego nie jesteśmy pewni. Z pewnością stara się wzbudzić zaufanie, ale to ona jest w małym miejscu nowa, więc jakby mamy ją na oku. Nie mija wiele czasu i odkrywamy kolejną zagadkę, gdyż mężczyzna, który wynajął jej miejsce pobytu nagle znika. Zupełnie jakby nigdy go tam nie było. Prawowita właścicielka jest zaskoczona całymi wydarzeniami, a my zamiast się na tym skupiać spostrzegamy, że kobieta przybyła zaczyna być obserwowana. Ona sama zauważa coraz więcej nieścisłości i zamiast zrobić to, co podpowiada jej instynkt, pozostaje, by samodzielnie pomóc w rozwiązaniu zagadki śmierci tamtej dziewczyny. Im dalej, tym treść zaczyna sięgać głębiej w każdą z postaci. Wychodzi na to, że małe miejsce, gdzie toczy się akcja ma zamiar zatrzeć wszelkie ślady. Tutaj nikt nie lubi mówić o sobie, wszystko zatrzymują dla siebie, gdyż pobudki jakie nimi kierują, są znane jedynie dla ich samych. Nie osądzaj, zanim nie poznasz szczegółów, takiego jestem zdania i właśnie tą wartość podkreśla książka. Trzeba pamiętać o tym, że ta sama krzywda może być odebrana na tysiąc reakcji i każda będzie inna. Właśnie tak bogate osoby zostały tutaj ukazane. Śledztwo jest ciekawe, gdyż skupia się też na domysłach oraz sprawach, które mogłyby kimś kierować w określoną stronę. Poszukiwanie prawdy odbywa się nie tylko za pomocą dowodów, ale i zrozumienia, byśmy wiedzieli dlaczego od wewnętrznej strony do tego doszło. To bardzo uczłowieczyło tutaj każdego. Mega mi się spodobała, wniosła taką świeżość do kryminału:-) Bardzo ją polecam:-)
To książka, którą poniekąd czyta się dłużej. Autor porozrzucał tutaj wszelakie wartości, które fakt, były mądre i posiadały przesłania, ale niekiedy pojawiały się w ważnych dla akcji momentach przez co czułam się odrobinę rozproszona. Dosłownie jakby powieść obyczajową połączono z kryminałem. Śmierci, czy raczej egzekucje do których tutaj dochodzi są szybkie i potrafią utrzymać naszą maksymalną uwagę, ale później pojawia się taka przestrzeń, wprowadzenie na tory spokoju, rodzinnych spraw i wtedy czegoś mi brakowało. Z kolei opisywanie jak bardzo rodzina czuje się zaniedbana, co musi robić dla większego dobra ponownie było wciągające, ale nie o nich w dużej mierze chodziło. Był tu bowiem ktoś, kto oczekiwał zapłaty. Kiedy się pojawiał, szybko odbierał życie pozostawiając po sobie strach i mrok. Dosłownie jakbym wchodziła na górę i z niej zjeżdżała i tak do samego końca. W sprawę wmieszani są lekarze, ale przede wszystkim zbyt wszystkich towarów, które były potrzebne w trakcie pandemii.
Jako całokształt niezła, tylko taka rozproszona. Zabrakło mi tutaj dodania sekretów osób prowadzących śledztwo. Przeważnie posiadają oni rodziny, czasami z czymś się zmagają, a tutaj ukazani byli jako organy ścigania, tak ogólnie. Jednak gdyby taką właśnie książkę nakręcić jako film, to przybrałaby dużo lepszy obrót. Zyskałaby rozgłos choćby z samych scen morderstw, gdzie cichaczem pojawiał lub pojawiali się napastnicy, którzy wykonywali swoją robotę. Wydaje mi się, że wszelkiego typu spiski do których tutaj dochodziło, czy angażowanie się poniekąd politycznie najbardziej zachęci wszystkich czytelników, którzy lubią oglądać dziennik, czy też inne wiadomości. Ja za tym nie przepadam, dlatego tutaj kluczowe jest, by interesować się wiadomościami ze świata. Jestem nawet pewna, że takie osoby dadzą jej dyszkę, bo wzbudzi ich podziw i zatrzyma uwagę do samego końca. Ta pozycja wtedy zyska ich uwagę.
Postarałam się wam nakreślić wszystko, co mogłoby być dla przyszłego czytelnika istotne. Bo to w gruncie rzeczy dobra książka:-)
Niestety, chodzimy po tym świecie tylko ten jeden raz. Myślimy, że jesteśmy nieśmiertelni, że żadne choroby nas nie dotyczą, a pojawiamy się tutaj na krótką chwilę. Rodzimy się i umieramy. Taka jest przecież kolej rzeczy. Dni mijają, życie nam umyka, nawet nie wiemy kiedy. Wszystko staje się takie ulotne... Zapominamy, co tak naprawdę jest ważne, co powinno być naszymi priorytetami, bo na pewno nie są nimi drogie samochody, pieniądze, władza. Na końcu drogi do drugiego świata człowiek zasamym bierze tylko swoją duszę, a dobra materialne pozostana tutai, na tym łez padole...
Prawdziwa miłość zdarza się raz w życiu... Czy to jest trafne powiedzenie? Czy każdy z nas się z nim zgadza? A może ktoś z was w ogóle nie wierzy w miłość?
Żaden mężczyzna nie jest wart naszych łez, no chyba że są to łzy szczęścia.
Do miłości trzeba dorosnąć, trzeba zrozumieć, na czym ona polega
Marta nie miała łatwo. Straciła ukochanych rodziców mając nieco ponad dwadzieścia lat.
Młoda kobieta myślała jednak, że wsparcie i miłość znalazła u boku kolegi ze studiów.
Michał wydawał się naprawdę rozumieć co czuła dziewczyna i był.. dobrym materiałem na partnera.
Szybko okazało się, że mężczyzna stworzył po prostu maskę a jego prawdziwe oblicze okazało się twarzą przemocowca i dręczyciela.
Kobieta długo to znosiła , lecz gdy mąż przekroczył granicę, a ona sama omal nie straciła życia powiedziała DOŚĆ.
Na szczęście mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki- Weroniki.
Co ważniejsze miała sporadyczny kontakt z kimś kogo nigdy do końca nie wyrzuciła z serca i nigdy nie zapomniała.
Janis. Przystojny Grek będący promieniem słońca i wspomnieniem najpiękniejszych chwil Marty.
I to właśnie on przy okazji składania życzeń urodzinowych zaprasza dawną miłość na Santorini.
Do siebie.
To właśnie ta jedna decyzja wpłynie na wszystko co uksztaltuje bohaterkę.
Tyle tylko, że lecąc do Janisa Marta nie zna wszystkich faktów.
Co ukrywa Janis i czy tej parze pisane jest szczęście a trudna przeszłość zostanie za nimi?
Biorąc do ręki tę powieść spodziewałam się raczej bardzo lekkiego romansu w greckim klimacie , z pięknym klimatem wakacyjną miłością i happy endem na koniec.
Otrzymałam coś innego- dużo lepszego i głębszego.
To opowieść o tym ,by nie bać się walczyć o siebie , o odwadze poświęceniu i miłości, której nie złamały czas ani odległość.
Przepiękna książka i gdybym nie wiedziała ,że to debiut autorki nigdy bym się tego nie domyśliła.
Fabuła mnie wciągnęła, postacie oczarowały i sprawiły, że moje serce bardzo mocno się zaangażowało.
To historia, która porusza najczulsze struny, przypominając, że nawet po największej burzy może przyjść słońce, a miłość — ta prawdziwa — potrafi przetrwać czas, ból i milczenie. Ta powieść nie tylko bawi i wzrusza, ale także skłania do refleksji nad własnym życiem, wyborami i granicami, których nikt nie powinien przekraczać.
Polecam ją każdemu, kto szuka opowieści pięknej, emocjonalnej i autentycznej. Takiej, która zostaje w sercu na długo po przewróceniu ostatniej strony.
Jeśli poszukujecie książki, którą się czuje i przeżywa, to zdecydowanie polecam wam właśnie ją. Niby zwyczajną, treść początkowo wydaje się być podwórkową sprawą, ale później nabiera coraz większy wydźwięk. Pojawiają się tortury myślowe, gdzie pragniemy uratować kogoś za wszelką cenę. Wiemy z punktu widzenia ludzi, że każdy z nas ma pewien rodzaj wytrzymałości, a tu widać jak zostają one poddawane ogromnym próbom. Żeby zboczyć nieco z treści, chcę żebyście wiedzieli, że autorka niemal krzyczy przez słowa, że każdy z nas ma prawo mieć swoje własne zainteresowania i nawet jak kogokolwiek to obchodzi, to nie powinien w nie ingerować. Bo sami nie lubimy, kiedy ktoś nas poucza, więc dlaczego sami robimy to innym? Być może jednak bohaterka z książki nie ma takiego samego zainteresowania jak my. Być może nawet maciupki odsetek ludzi taki ma, albo w ogóle prawie nikt. Nigdy nie zastanawiałam się jak to jest poszukiwać w nocy zwłok, dlatego spostrzeżenia postaci były dla mnie interesujące. To jej wielka pasja, bycie obserwatorem zmiany miejsca spoczynku, gdzie natura niemal pokazuje gdzie coś ukrywa. Ona opisuje nam co jak powinno i nie powinno wyglądać. W momencie, kiedy natrafia na coś interesującego my wiemy, że to nas zaskoczy. Niewinny szkielecik dziecka z pewnością jest czymś, czego nikt się nie spodziewał. Kiedy wędrujemy dalej w treść zastanawiamy się, czy ofiarą nie jest chłopiec pewnego małżeństwa, którzy przyjechali odpocząć od codzienności. Niewiele jednak później zauważamy, że tutaj chodzi o coś więcej. Wszystko co jest tutaj napisane czytamy z punktu widzenia różnych postaci, więc jakby jesteśmy na bieżąco, tylko wszędzie pojawia się pytanie, dlaczego? Dlaczego on to robi? Bo co go trzyma? Co nim kieruje? W tle majaczy obraz domku na drzewie i wspomnień, które się z nim wiążą. Wychodzi bowiem na to, że zawsze wszystko powraca... Tak jak woda...
Oj ta książka nie należy do spokojnych. Wiele rozgrywa się w treści, ale najważniejszym elementem jest to o czym nikt nie chce mówić. To niewypowiedziane sekrety zabrały tutaj głos, co oddało mocno psychologiczny wydźwięk. Trudno się od niej oderwać nawet pomimo tego, że ma mniejszy druk ciaśniej osadzony. Oj bardzo ją polecam:-)
Przyznaję, że autorka potrafi zaskakiwać. Tym razem chyba przeszła sama siebie, gdyż stworzyła jedną książkę w której postacie z jej wcześniejszych książek wchodzili w okres świąt Bożego Narodzenia. Nie wszędzie było pięknie, bo jak wiadomo, że zawsze jakieś spory się pojawiają, ale klimat był najprawdziwiej magiczny:-) Miłość rozkwitała z każdym dniem i tylko drobne zadry przypominały o tym jak wspaniale jest się później móc pogodzić. Nie trzeba każdej z tych osób znać, nie trzeba poznawać ich zwyczajów ani decyzji, które nimi kierowały. Akceptujemy ich zdanie i obserwujemy jak dalej potoczą się ich losy. Pomimo tego, że każde opowiadanie było inne, to jednak miało się wrażenie jakby pod koniec w tym samym czasie każde z nich zasiadło do wieczerzy i celebrowało chwile w sposób jaki potrafili to robić. Jakby chciała pokazać, że cały wszechświat, każdy dom z osobna i miasteczka i osoby, że są takie dnie, które jednoczą wszystkich ludzi. Gdzie pomimo kiczu jak niektórzy pomyślą, wypatruje się tej pierwszej gwiazdki, bo tak nakazywali przez pokolenia:-)
Tu nie zawsze sielanka stawała im na drodze. Niektórzy myśleli o swoich chorobach, o stanie błogosławionym oraz o wspomnieniach, które przypominały, że gdzieś wydarzyła się tragedia. Nie każdy tutaj mieszka w luksusie, a inni nawet nie są w swoim domu. Niektórzy poszukiwali tutaj pasji, a inni spokoju. I tylko piękne płatki śniegu, które spływały na ich odzienia przypominały, że zima posiada również swoje uroki. Może i chłód otaczał ich zewsząd, ale potrafili docenić dar chwili, jakby wyświetlane klatka po klatce wspaniałe chwile podkreślające magię, która siedziała w ich głowach. Czasami niektórzy dużo tutaj rozmawiali, a inni woleli swoje myśli sprezentować nam. Być może wiedzieli, że nie było kogo, kto byłby w stanie ich wysłuchać. Wraz z chłodnym powietrzem wdychali w swoje płuca nowe początki, które miały ich tylko wzmocnić. Jakie to były przepiękne opisy:-)
Sięgnij po książkę tylko wtedy, kiedy kochasz czar świąt i chcesz zobaczyć jak niektórzy oczekują tego pięknego czasu. Zobacz co chodzi im po głowie, jak wiele posiadają na zewnątrz, lub tylko wewnątrz. Jak drobnostka potrafi dzielić i łączyć jednocześnie. To książka, która ma w sobie ciepło i pokazuje, że piękno jest tam, gdzie są ludzie na których nam zależy:-) Bardzo ją polecam:-)
Książki świąteczne przeważnie napisane są w klimacie spokoju, czasami stresu lub mniejszych bądź większych nerwów. Nie jest ich zadaniem pokazać nam jakichś szaleństw, a spokój i piękno nadchodzącego czasu. Płatki śniegu spadające na nosek, ozdoby choinkowe, które rozjaśniają domy, a także potrawy, których jest sporo jak na jeden dzień, ale według tradycji zawsze z przyjemnością się je przygotowuje. Ich zadaniem jest pokazać nam świąteczny czar, ducha, który zwiastuje cuda, dlatego ukazane są w spokojnym klimacie. Taki właśnie urok wniosła nam pisarka. Ukazała co dla kogo w życiu jest ważne, jeśli nie najważniejsze. Gdzie niekiedy nie patrzy się na siebie i swoje potrzeby, tylko chciałoby zawsze być w pełni sił, żeby zebrać młodsze pokolenia przy wspólnym stole, by ich uśmiechy rozjaśniły nadchodzący upływ czasu. Opowieść czytamy od różnych postaci, żeby ujrzeć w jaki sposób po swojemu widzą dane problemy. W ten sposób poznamy panią rodu, która co roku u siebie wyprawiała wigilię. Tego jednak roku ma ogrom wątpliwości, gdyż nie wyobraża sobie, aby tradycja miała zostać niespełniona. W jej życiu pokazany został czas, gdzie musi się skupić na sobie, choć tego nie potrafi. To perfekcjonistka, która zawsze musi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Na horyzoncie pojawia się jednak problem, gdyż jej wyniki nie wychodzą dobrze. Tuż przed świętami musi udać się do szpitala na operację, która ma pomóc wyjść jej z choroby o której istnieniu dopiero się dowiedziała. Jest ogromnie smutna i przytłoczona, gdyż nie wie w jaki sposób dopilnuje czasu, by ugościć całą swoją rodzinę. Wszystko utrzymuje w sekrecie, jednak nie wie, że jej małżonek pragnie w te święta ją zaskoczyć. Zwołuje zatem wszystkie swoje dzieci i opowiada dlaczego ich mama ma ograniczone pole manewru. Postanawiają, że pomogą i to oni wszystko zorganizują. Ale czy to będzie takie proste? Jak dalej potoczą się ich losy? Czy wszyscy zasiądą do wigilijnego stołu?
To lektura, która została ułożona z puzzli życia członków rodziny. Poznajemy ich od wewnątrz, gdzie pokazują jak u nich toczy się życie, z czym się zmagają oraz gdzie odnajdują drobne czułości. Autorka chciała pokazać jakie mogą być problemy w życiu i co robią, żeby im sprostać. W tle majaczą świąteczne otoczki, które wciąż podkreślają nadchodzącą atmosferę. W opisie ich trudności treść zamieniała się na chłodniejszą, przy istocie rozwiązania problemów na cieplejszą. Zdecydowanie pierwszy raz przyszło im się zmierzyć z taką sytuacją, dlatego nie wszystko wychodziło idealnie. To uczłowieczało ich pokazując, że każda rodzina inaczej widzi ten sam czas. I chyba to właśnie najbardziej mi się podobało. Jesteśmy różni i to jest piękne:-)
Seria bajeczek autora przyznaję, że jest bardzo interesująca i rozumieć ją można na bardzo wiele sposobów. To opowieści, które on sam wymyśli, które z wielką lekkością przychodziły mu do głowy. Byłam przekonana, że każda z nich będzie zawierała jakąś mądrość, coś, co warto przekazać pokoleniom, o czym nie powinno się zapominać. Za mną część pierwsza i teraz przeczytałam kolejną i tutaj byłam nieco zaskoczona, bo rozumieć ją można na ogrom sposobów.
Sposób pierwszy:
To historia o małej zeberce, która urodziła się cała biała. Nikt nie wiedziała dlaczego tak się stało, ale starali się ją zaakceptować. I już byłam pewna, że będzie chodziło tutaj o to, by kochać siebie takim jakim się jest, że to nic złego nie wyglądać tak jak wszyscy, ale nie, nie taki był przekaz.
Sposób drugi:
Mała biała zeberka poznała motylka, który miał na sobie ogrom różnokolorowych barw. Zeberka zazdrościła mu tego, bo też pragnęła być taka jak wszyscy. I ponownie pomyślałam, że będzie to przekaz, aby nie dążyć do bycia jak wszyscy. Żeby starać się być oryginalnym sobą, bo tylko wtedy będziemy szczęśliwi. Ale nie, o to też nie chodziło:-)
Sposób trzeci:
Aby nie zdradzić wszystkiego, powiem wam tylko, że koniec nie miał nic wspólnego z dwoma rzeczami, które wam wymieniłam wcześniej. Być może chodziło o przyjaźń, którą można stworzyć z kimkolwiek, kto potrafi podarować nam swój czas. Być może chodziło też o wysiłek jaki trzeba włożyć w to, żeby stać się jak najlepszą wersją siebie. A być może chodziło to, że będąc młodymi osobami pragniemy być tacy jak wszyscy i zauważamy tylko swoje mankamenty. W otoczeniu, które nie zawsze nas akceptuje nieraz chcemy się dostosować, by reszta nas lubiła. Nie mamy tylko pojęcia o tym, że podczas dorastania wiele rzeczy w nas się zmienia. Pytanie tylko co tak naprawdę daje nam radość?
To bardzo malutka i króciutka historia bogata w barwy i postacie zwierzęce. Jestem ciekawa jaki konkretnie miał zamysł sam autor, którą z tych opcji sami byście obstawili? Może macie ochotę sami zajrzeć do tak wszechstronnej opowieści?
Pozycje napisane przez autora nie są tylko zwyczajnymi historiami, które ukazują piękne rzeczy i świecą kolorowymi ilustracjami. Tak jak ,,Biała zebra", książka, która będzie miała premierę dopiero w grudniu i tutaj pojawiało się przesłanie, jednak tym razem znacznie prostsze, ale dużo mocniejsze. Cała historia jest iluzją, którą można przełożyć na ludzi, nasze podejście do nich, oraz wsparcie, które dajemy, bądź odbieramy.
,,Bo ja jestem naturalny, a mur zbudowali ludzie- odpowiedział."
W treści poznajemy różę, która nieśmiało wygląda do słoneczka, żeby się upewnić, czy mogłaby już zakwitnąć. Rozmawia przy tym z kamieniem i cieniem, które są stworzone przez naturę. Jest jej przykro, że słoneczko do niej nie dociera, gdyż wielki mur zasłania jej widoki. Ktoś go zbudował na tyle mocno, że nie potrafi nawet odpowiedzieć jej, kiedy zadaje mu pytania. Kamień i cień wspierają ją na ile potrafią. Sprawiają, że dobrym słowem róża każdego dnia przygotowuje się do całkowitego rozkwitu. Proszą aby była szczęśliwa i cierpliwa i robiła wszystko, co tylko może, żeby pięknie zakwitnąć. To dzięki nim jej wiara nie zgasła i nadszedł dzień, kiedy ukazała się w całej okazałości. Jaśniała jak nigdy pokazując ogrom bielutkich rozkwitniętych pączków. To właśnie wtedy wydarzyło się coś, co nawet zwykłego czytelnika wzruszy. Przy całej sytuacji wciąż będzie ktoś, kto ją wspierał, bo prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie:-)
A czy wy czasami nie ustawiacie wokół siebie muru? Nie zamykacie się na innych, bo coś was trapi, czy też czujecie się zmęczeni? A może to wy do kogoś nie potraficie dotrzeć, gdzie wciąż neguje wszystko, cokolwiek chcecie? Czy są wśród was osoby, które sprawiają, że marniejecie zamiast rozkwitać? Czy zauważacie tych, którzy z powodu biedy na wszelakiej sposobności wciąż wokół was stoją i nie każą się poddawać?
Myślę, że w tym momencie nie trzeba opisywać tego, co zadziało się w tej historii. Zrozumie ją każdy, tylko nie każdy będzie chciał wziąć przykład z pięknej róży. Życzę wam, byście odgonili te mury i w całej okazałości zajaśnieli jak potraficie najpiękniej. Głęboko w was wierzę, a bajeczkę mega ogromnie polecam!!!
Ta książka jest prawdziwym majstersztykiem – nie tylko pod względem literackim, ale także w sposobie, w jaki otwiera nowe perspektywy myślenia o poezji. Dotąd poezja kojarzyła mi się przede wszystkim z elegijnym tonem, ze smutkiem, z powagą, która wymaga od czytelnika skupienia i niemal nabożnego podejścia. Tymczasem autor udowodnił, że powaga nie musi oznaczać ciężaru, a głębia refleksji może iść w parze z lekkością stylu.
Humor i ironia, które przenikają ten tomik, okazały się nie tylko dodatkiem, ale pełnoprawnym narzędziem poetyckim. To odkrycie było dla mnie przełomowe – zrozumiałem, że śmiech, dystans i przewrotność mogą być równie wartościowe jak patos czy melancholia. Poezja nie musi być wyłącznie lamentem nad losem człowieka; może być także błyskotliwą grą, która rozbraja nasze przyzwyczajenia i otwiera nas na nowe sposoby odczuwania świata.
Czytając, miałem wrażenie, że autor prowadzi ze mną dialog – raz poważny, raz żartobliwy, ale zawsze głęboko ludzki. To właśnie ta zmienność tonów sprawiła, że książka stała się dla mnie czymś więcej niż literaturą: była doświadczeniem, które odświeżyło moje spojrzenie na sztukę słowa.
Dzięki tej lekturze odkryłem, że poezja może być jak rozmowa przy stole – pełna błyskotliwych ripost, ironicznych komentarzy, ale też chwil zadumy. To połączenie sprawiło, że poczułem się bliżej autora, jakby jego refleksje były skierowane bezpośrednio do mnie.
Ta książka nie tylko mnie zachwyciła, ale też nauczyła, że poważna poezja może być pisana z lekkością, że ironia i humor mogą być źródłem głębokiej prawdy, a śmiech – formą filozoficznej medytacji.
To, co nazywamy kompleksami, najczęściej rodzi się z dziecięcych przeżyć, rodzinnych oczekiwań oraz presji otoczenia. Autobiografia Anthony’ego Hopkinsa „Daliśmy radę, chłopaku” nie eksponuje blasku hollywoodzkiej kariery, lecz ukazuje prawdziwego człowieka, który opisuje, jak stopniowo uczył się rozumieć trudne doświadczenia i oswajać je na tyle, by móc czerpać z życia radość. Spodziewałam się, że te wspomnienia mnie zaskoczą, i nie zawiodłam się. Uważam go za jednego z najwybitniejszych aktorów, który nieustannie zachwyca mnie swoimi rolami i imponuje życiową mądrością. Teraz już wiem, skąd bierze się ta niezwykła głębia jego spojrzenia na życie.
W książce mówi wprost o tym, że przez długie lata czuł się gorszy, niewystarczający, naznaczony etykietkami, które ktoś mu przykleił w dzieciństwie. Nie przypuszczałam, że mały Tony był tak wrażliwym chłopcem, któremu nieustannie wmawiano, że „nic z niego nie wyrośnie”, choć zamiast czytania bajek śledził procesy norymberskie, a książki, po które sięgał, i dziś przerastają wielu dorosłych. Jego słabe oceny uznawano za zapowiedź przyszłej porażki, a każdą próbę okazania uczuć gaszono, niestety dobrze znanym wielu dzieciom wzorcem: „chłopaki nie płaczą” i kazano je trzymać głęboko w sobie. W walijskim, robotniczym domu surowość zastępowała wsparcie, natomiast niezrozumienie akceptację. Takie doświadczenia mogą budować charakter, ale równie dobrze mogą głęboko zranić. W Hopkinsie odezwał się wewnętrzny krytyk, który towarzyszył mu przez długą część życia szeptając: “nie jesteś wystarczający”, podsycał kompleksy i lęki - które nie znikały wraz z kolejnymi sukcesami, wpędził w depresję i pchnął w alkoholizm. Zabierając ze sobą w dorosłość mnóstwo stłumionych i niezrozumianych uczuć, wszedł w etap, który odcisnął trwałe piętno na jego bliskich relacjach i doprowadził go do upadku. Związki, które miały wnieść w jego życie czułość, bezpieczeństwo i równowagę, nie przyniosły mu tego, czego szukał. Małżeństwo z matką jedynego dziecka było wręcz toksyczne i skończyło się, zanim na dobre się zaczęło. Trudno ocenić jego decyzję o zerwaniu kontaktu z jedyną córką Abigail - z resztą kim jestem, aby oceniać cudze wybory? Widać jednak, że nie szuka usprawiedliwienia. Przyznaje, że poczucie winy i żal będą mu towarzyszyć zawsze. a ja potrafię zrozumieć, że była to dramatyczna próba ochrony obu stron przed narastającym bólem i wzajemnym rozczarowaniem. Bez ubarwiania, wstydu i z uderzającą szczerością opisuje swój alkoholizm oraz moment uświadomienia sobie, że picie nie jest lekarstwem, a ucieczką, że przyszedł czas, by zmienić życie i stawić czoła problemom.
Chyba najbardziej urzekł mnie jego stosunek do kariery, ponieważ Hopkins nie kreuje się na kogoś wyjątkowego ani nie stawia jej ponad wszystko, lecz pokazuje pokorę, dystans do nagród, świadomość przemijania sukcesów i docenienie ludzi, którzy żyją poza światłem reflektorów, robiąc swoje najlepiej, jak potrafią. Pokazuje, że wiara we własne możliwości, pasja, autentyczność i umiejętność wykorzystywania własnych doświadczeń, są równie ważne jak wrodzony talent, i pomagają odnieść sukces. Aktor odkrywa przed czytelnikami także inną, mniej znaną twarz. Twarz artysty wszechstronnego, przepełnionego potrzebą tworzenia i nieustannego poszukiwania różnych form wyrazu.
O 87 latach życia można powiedzieć mnóstwo rzeczy, jednak “Daliśmy radę, chłopaku”, to bez wątpienia nie laurka przedstawiająca fenomenalnego aktora (jakim bez wątpienia jest), a człowieka w całej swej skomplikowanej wielowymiarowości. Kogoś, kto mówi do nas, jak wiele przeszedł, jak trudne podejmował decyzje, kto się podniósł, choć był bliski śmierci, kto nie obnosi się ze swą sławą i cieszy się równowagą oraz pełnią życia u boku ukochanej, trzeciej żony Stelli Arroyave. Ta książka może dawać nadzieję, że niezależnie od wieku i życiowych kryzysów można odnaleźć spokój i poukładać swoje życie. Inspiruje do odwagi, odrzucenia zależności od czyjejś aprobaty i uwierzenia w swoją drogę, nawet jeśli jej początek tonie w wątpliwościach, wzmacnianych krytyką otoczenia i narastającymi kompleksami. Gdybym mogła zwrócić się do niego bezpośrednio, powiedziałabym: „Dałeś radę, chłopaku”, “Pokazałeś im”. Tymczasem mogę Wam tylko polecić sięgnięcie po tę książkę, nie tylko dla cennych wspomnień, ale i dla zdjęć pochodzących z archiwum, a także dodatku z ulubionymi wierszami Sir Philipa Anthony'ego Hopkinsa.
„PRL od kuchni” Sławomira Kopra to fascynująca wyprawa do świata, w którym jedzenie było nie tylko codzienną potrzebą, ale też odbiciem epoki – jej absurdu, kreatywności, ograniczeń i małych radości. Autor, we współpracy z Mariuszem Muchą, tworzy nie tyle kulinarny przewodnik, ile literacką podróż do czasów, gdy bary mleczne pękały w szwach, a smak bigosu z dworcowego baru potrafił być równie zapadający w pamięć… co kolejki po mięso.
Książka jest pełna barwnych scen, które tworzą niemal filmowy obraz minionych dekad: pyzy w słoikach sprzedawane na bazarach, słoiki z zimnymi nóżkami stojące w lodówkach garmażeryjnych, powoli obracające się kurczaki z rożna na festynach i nieśmiertelnie tłuste mielone, których smak znał każdy, kto choć raz stołował się w lokalu „z epoki”. To swoisty alfabet peerelowskiej kuchni, w którym każda potrawa ma swoją historię i niesie w sobie ślad czasu, w jakim powstała.
Bohaterami tej opowieści są ludzie – ci, którzy karmili, i ci, którzy jedli. Bufetowe pracujące w pośpiechu, kucharki gotujące „z niczego”, bywalcy barów mlecznych, którzy znali numery stolików tak dobrze, jak dziś znamy numery ulubionych kaw z sieciówek. Na ich tle jedzenie – często proste, tanie, czasem wręcz prymitywne – nabiera znaczenia. Koper i Mucha świetnie uchwycili codzienność PRL-u, ukazując ją przez pryzmat kuchni, bo to właśnie ona mówi najwięcej o realiach życia, zwłaszcza jeśli była ona tak charakterystyczna, jak w tamtej epoce.
Lekturze towarzyszy mieszanka emocji – nostalgia, rozbawienie, czasem lekkie obrzydzenie (bo nie każdemu „zimne nóżki” kojarzą się z przyjemnością), ale też zaduma nad tym, jak bardzo kreatywni potrafili być ludzie zmuszeni do radzenia sobie w czasach niedoboru. Autor potrafi wciągnąć czytelnika w ten świat tak, że niemal czuje się zapach pyz, ciepło buchające z baru mlecznego czy charakterystyczny aromat bigosu zamkniętego w metalowym pojemniku.
Styl Kopra jest lekki, gawędziarski i niezwykle plastyczny. Autor swobodnie łączy historię z anegdotą, fakty z humorem, tworząc książkę przyjemną w odbiorze, ale jednocześnie pełną treści. Nie ma tu akademickiej sztywności – jest za to reporterska żywiołowość i ogrom pasji do opowiadania o przeszłości. Dzięki temu książkę czyta się szybko i z dużą przyjemnością, niezależnie od tego, czy ktoś pamięta PRL, czy poznaje go dopiero z opowieści.
To literatura faktu z nutą nostalgii, idealna dla osób zainteresowanych historią obyczajów, kulinariami, kulturą codzienności, a także dla tych, którzy lubią dobrze opowiedziane historie z tłem społecznym. Równie dobrze sprawdzi się jako prezent dla kogoś, kto tęskni za starymi smakami – lub wręcz przeciwnie, zna je tylko z opowieści i chce zrozumieć, czym dla poprzednich pokoleń było „jedzenie na mieście”.
„PRL od kuchni” to smakowita lekcja historii, pełna aromatu wspomnień i nieoczywistych opowieści. Wciąga, bawi i pozwala spojrzeć na minioną epokę z zupełnie innej strony – tej najbliższej człowiekowi, bo związanej z tym, co jadł i jak żył. To książka, którą zdecydowanie warto przeczytać, bo łączy przyjemność z poznawaniem historii z lekką, błyskotliwą narracją, która zostaje z czytelnikiem na długo.
„Spotkania. Ekspert biblista wyjaśnia The Chosen” autorstwa Mariusza Rosika to fascynująca książka, która łączy świat serialu z rzetelną wiedzą biblijną. Tytuł jest przewodnikiem po pierwszym sezonie kultowego serialu The Chosen, którego popularność przerosła najśmielsze oczekiwania twórców. Książka odpowiada na pytania, które nurtują widzów: które sceny są zgodne z Ewangelią, a które zostały rozwinięte twórczo przez scenarzystów? Rosik, jako doświadczony biblista, wnikliwie analizuje każde wydarzenie i dialogi, pokazując, jak historia Jezusa i postaci biblijnych została przedstawiona w serialu i w jaki sposób można ją pogłębiać w kontekście historycznym i duchowym.
W książce bohaterowie serialu – od Jezusa po jego uczniów – zostają omówieni w kontekście ich historycznych realiów i biblijnych odpowiedników. Rosik przybliża czytelnikowi psychologię postaci, ich motywacje i dylematy wiary, co pozwala lepiej zrozumieć zarówno ich decyzje w serialu, jak i kontekst życia w I wieku. Podczas czytania towarzyszyło mi poczucie odkrywania nowej głębi znanych historii, fascynacja tym, jak wiedza historyczna i biblijna może zmieniać odbiór serialu, a jednocześnie radość z odkrywania nieoczywistych interpretacji i szczegółów, które wciągają i edukują.
Styl autora jest klarowny, przystępny i pełen pasji. Rosik potrafi w prosty sposób tłumaczyć złożone zagadnienia biblijne i historyczne, jednocześnie zachowując powagę tematu. Jego pióro sprawia, że lektura jest lekka, a zarazem merytoryczna – idealna dla tych, którzy chcą pogłębić swoją wiedzę o Biblii i zrozumieć kulisy pracy nad serialem. Gatunkowo książka mieści się na pograniczu literatury popularnonaukowej, poradnika duchowego i analizy historyczno-biblijnej, co sprawia, że jest odpowiednia dla fanów The Chosen, osób zainteresowanych Biblią i historii biblijnej, a także dla wszystkich ciekawych, jak interpretować znane teksty Pisma Świętego w kontekście współczesnej kultury.
Książka Mariusza Rosika to nie tylko przewodnik po serialu, ale też fascynująca lekcja historii, teologii i interpretacji biblijnej. Dzięki niej można spojrzeć na dobrze znane historie z zupełnie nowej perspektywy, a jednocześnie nauczyć się rozróżniać między fikcją filmową a autentycznym przekazem Ewangelii. To pozycja warta polecenia każdemu, kto chce pogłębić swoją wiarę, wiedzę i zrozumienie świata przedstawionego w The Chosen.
Prześliczna bajka nie tylko dla dzieci, ale i dla każdego, kto chciałby w magiczny sposób przygotować się do Świąt Bożego Narodzenia dzień po dniu, od pierwszego do dwudziestego czwartego grudnia. Postacie umilają nam czas podając nawet przepisy na wspaniałe wypieki oraz ozdoby, które nie tylko choinkę ozdobią, ale i cały dom, który dodatkowo będzie wszędzie pachniał pomarańczami:-) To są krótkie opowieści, ale na tyle intensywne i dobrze zbudowane merytorycznie, że traktujemy je jako piękną bajkę. Każdy rozdział zakończony jest przeróżnymi pytaniami dla czytelnika. W ten sposób dziecko może samo na nie odpowiadać, a kiedy nie wie, to dostanie na nie w treści podpowiedzi. Tutaj nie chodzi tylko o pomaganie mamie w domu, czy sprzątaniu domu. Tutaj postacie bawią się z obojgiem rodziców, nawet tatuś potrafi przygotować bajecznie proste śnieżne kule, które ozdobią stół. W przepisie znajdziecie proste porady jak je wykonać. Nie zostało również zapomniane, że miejsce przy stole niby ma być puste, jednak jeśli znamy jakąś osobę, która spędza ten czas w domu sama, to z gościnności i dobra serduszka, które tutaj podkreślają, można na kolekcję taką osobę zaprosić. Wigilia to czas dla wspólnego świętowania jakby takiego dnia rodziny. Jeśli nie mamy z jakichś powodów wspólnych tematów, to wystarczy wyjąć album ze zdjęciami i każdemu w pokoju rozjaśni się spojrzenie. Tutaj również była wzmianka o tych, których już z nimi nie było. Podkreślenie, by pamiętać dobre rzeczy, wtedy jeszcze lepsze odwiedza nasz dom. Oprócz prawdziwego życia, dostaniecie też prawdziwa magię, gdyż Mikołaj zagubił swój worek z prezentami i tylko wyjątkowe osoby zostały poproszone o znalezienie go. Poznałam tutaj też historię o Elfince Cynamonce, która piekła najlepsze cynamonki na świecie. Je również sami możecie zrobić:-) I tak zmierzamy do dnia Bożego Narodzenia, który rozjaśnia uśmiechy wszystkich osób. Jak myślicie, dlaczego?
Ta piękna książka podpowie wam, że wszystko, czego potrzebujecie macie w sobie. Wystarczy tylko to wyjąć:-) Prześliczna, same ilustracje są bardzo kolorowe, a minki ich pokazują z czego są zadowoleni, a co wymaga pomocy innych osób. Ma większy druk, twardą okładkę i cienkie, ale sztywniejsze strony. Nie wyobrażam sobie, by nie przeczytać jej na raz, ale dobrym pomysłem jest wprowadzenie tych przygotować do dnia dziecka. Tego czasu wtedy nie zapomną nigdy:-)))