Instagram ksiazki_moja_chwila❄️„Tak chciał los” Katarzyny Świderskiej to poruszająca, pełna emocji i wyjątkowo życiowa opowieść, która uderza w czułe struny od pierwszych stron. Autorka dotyka tematów trudnych, a jednocześnie niezwykle uniwersalnych: żałoby, rozczarowań rodzinnych, zagubienia i potrzeby bycia kochanym.
❄️Dominika to bohaterka, którą łatwo polubić, ale jeszcze łatwiej… zrozumieć. Jej zmęczenie życiem, niekończące się pasmo smutków, wątpliwości i prób podniesienia się po kolejnych ciosach sprawiają, że staje się bardzo ludzka. Kibicowałam jej od samego początku, bo choć upadała, nigdy nie traciła w sobie resztek siły, która gdzieś w niej tliła się uparcie.
❄️Piotr z kolei to mężczyzna, który pokazuje, że nawet wtedy, gdy serce jest pełne ran, można nauczyć się kochać od nowa — tym razem mądrzej, uważniej, spokojniej. Jego relacja z córką wprowadza do książki ciepło i delikatność, a spotkanie z Dominiką jest jak przecięcie dwóch światów, które mimo chaosu zaczynają nagle pasować do siebie idealnie.
❄️To, co podobało mi się najbardziej, to realizm tej opowieści. Świderska nie idealizuje życia — pokazuje je takim, jakie jest: trudnym, nieprzewidywalnym, ale też pełnym małych, jasnych momentów, które potrafią odmienić wszystko. Ta książka daje nadzieję, ale nie narzuca jej na siłę. Pokazuje, że szczęście nie spada z nieba — czasem przychodzi powoli, nieśmiało, w postaci drugiego człowieka.
❄️Dla mnie „Tak chciał los” to piękna lekcja o tym, że każdy zasługuje na spokój i ciepło, nawet jeśli przez długi czas nie widzi światełka w tunelu. To opowieść o naprawianiu siebie i o tym, że miłość potrafi być najskuteczniejszym bandażem na stare rany. Subtelna, prawdziwa, zapadająca w pamięć.
❄️Serdecznie dziękuję Wydawnictwu za egzemplarz recenzencki. Ta książka była jak cicha, potrzebna rozmowa o życiu — pełna emocji, mądra i bardzo prawdziwa. Cieszę się, że mogłam ją poznać i podzielić się swoimi wrażeniami.
Chyba tak naprawdę pierwszy raz nie wiem co napisać w recenzji o książce. Z pewnością jest piękna i bardzo bolesna jednocześnie. Przedstawia losy trzech pokoleń, dlatego nagłówki stanowią daty w których do tych wydarzeń dochodziło. W sferze najstarszego pokolenia to kobieta miała pierwsze i ostatnie słowo. Mąż miał tylko słuchać i nie dyskutować z jej zdaniem. Widać, że znał ją od podszewki, dlatego jego zachowanie było dla mnie imponujące. Z wszystkich możliwych wyjść zawsze wybierał spokój, dlatego poddawał się wywodom i decyzjom małżonki. Niestety dużym przeciwieństwem była ich córka, która wszystko chciała załatwiać po swojemu. Z racji pochodzenia rodziców była dwujęzyczna, ale zawsze podkreślała polskie pochodzenie. Na wstępie spotykamy się z nią, kiedy trafia do innego szpitala urodzić swoje dziecko. To bardzo zabawna scena, gdyż jej mama swoim zachowaniem szalała na wszystkie strony uniemożliwiając dosłownie wszystkie prace przy porodzie. Kiedy jednak nadszedł poród, lekarz, który wykonywał cesarskie cięcie opisał nam jak bardzo skrzywdzone miała ciało. Poparzenia nawet dla czytelnika były bolesne i takie przykre. Wkraczamy jednak w kolejny czas, kiedy jej córka jest już na tyle duża, że chce odszukać swojego ojca. Przez ogrom lat był dla niej tajemnicą, dla matki bolesnym wspomnieniem, a dla babci okropnym mężczyzną. Ona jako dziecko rysowała jego twarz. Bała się, że nie jest wystarczająco doskonała, żeby ojciec chciał ją zobaczyć. W końcu bierze się w garść i jedzie na spotkanie z nim, a po drodze zapoznaje gadatliwego mężczyznę, który według niej, mocno się narzuca. W pewnym momencie dochodzi między nimi do dziwnej i nerwowej wymiany zdań. Na końcu zapamiętuje miejsce do którego on zmierza i później dziękuje sobie, że w obcym miejscu może dotrzeć właśnie do niego. Co nią kieruje? Dlaczego po nieprzyjemnym spotkaniu czuje, że tylko ona była temu winna? Czy droga, którą przebywa da jej wszystkie odpowiedzi?
Ta opowieść jest przepiękna! Tyle w niej mądrości, różnych zasad i traum przez które trzeba przejść. Opisana została bardzo tajemniczo. Przez długi czas kończące rozdziały nie dają żadnych odpowiedzi. Wiele burz dzieje się w głowach bohaterów, ale nie o wszystkim nam mówią. To co ukryli wychodzi na wierzch dopiero później. Oj wzruszenie murowane! Mnie urzekła:-)
Niektórym ludziom się wydaje, że tylko rodzinę można bądź należy kochać. Że potrzebne są więzy krwi, bo w innym wypadku człowiek może odczuwać jedynie tolerancję. W końcu jest ogrom par na świecie, którzy chcą mieć dzieci, ale ich ciało protestuje za wszelką cenę. Im większe pragnienie, tym mocniejsze zaparcie. Na całe szczęście są ludzie, którzy mają w sobie tej miłości tak dużo, że są w stanie dać ją komuś innemu, zupełnie obcemu. Zaglądając do świata stworzonego przez wspaniałą pisarkę, której treści rozlewają się w nas niczym ciepłe mleko, poznamy parę, która chciała być rodzicami. Po dłuższych staraniach odbyli szkolenie, by dać dom w ich serduszkach komuś, kto go potrzebował. Ta para darzy się wielką miłością, jednak matka mężczyzny starannie utrudnia jej każdy dzień. W nadchodzące Boże Narodzenie zapragnęła wyjechać i spędzić je tylko z mężem. Bez osaczających słów i spojrzeń zaopatrzonych w pogardę. Niespodziewanie jednak dostają telefon z agencji, że muszą pilnie się u nich wstawić. Niestety nie jest to wiadomość jakiej oczekiwali, a taka, która totalnie ich zamurowała. Po omówieniu szczegółów przyjęli czwórkę rodzeństwa pod swój dach. Zapewniali ich, że to tylko na kilka dni, aż ponownie uporają się z problematyczną sytuacją. Czas jednak przedłużył się do świąt. A co się wtedy wydarzyło, to już przeczytajcie sami:-)
Autorka skomponowała prześliczną książkę, którą się czyta jak przez bańkę mydlaną. W każdej chwili wczuwając się w ich sytuacje zwyczajnie można pęknąć. Tym co ja zauważyłam, było przesłanie, że nigdy nie należy rezygnować ze swoich pragnień. Czasami cuda zjawiają się w najmniej oczekiwanym momencie, ale nie wolno od nich uciekać. To, co nowe, nigdy nie jest powiedziane, że będzie gorsze. To zawsze zależy od naszego nastawienia:-) Historia nie dzieje się z chwili na chwilę. To czas najważniejszych zmian, gdzie potrafią minąć godziny lub dnie. To relacje były tutaj ważne, a nie zjedzone śniadanie. Również opisy Niedziel Adwentowych będą dla ciekawości nazywane i opisywane. Książkę odbieramy jako ogół splotów i wydarzeń, które można przewidzieć, ale tego piękna nam zwyczajnie potrzeba. Wiary w to, że uda nam się cokolwiek dla siebie wybraliśmy. Przeczytajcie, bo potrafi wzmocnić wewnętrznie:-)
,,Bosz na pewno był martwy, niewielu potrafi się wywinąć słodkiej śmierci."
Nie wiem jak wy, ale ten fragment mnie zaciekawił. Zobaczcie, niby śmierć jest okropna, czasami brutalna jak w przypadku postaci z książki, gdzie widok napuchniętego ciała wywołała na twarzy innych uśmiech. To widok makabryczny, ale zauważcie jak go opisują. Śmierć jest słodka. Pomimo wszystkiego, co może się z nią skojarzyć nikt nie myśli nad tym, że ciało człowieka, który nie żyje wydaje z siebie słodki zapach, niemal mdły. Czyli ten odór jest zły. To dlaczego więc uważa się, że słodycze są dobre? Czy nie niosą poniekąd zapowiedzi śmierci? W końcu niszczą nas skrawek po skrawku upośledzając funkcjonowanie każdego narządu...
Styl jakim została napisana przypomina mi piękny kawałek figury wystruganej idealnie, a pomimo tego gdzieniegdzie znajdziemy jakąś zadrę. Dla mnie tymi zadrami były słowa niecenzuralne, pojawiające się niczym pączek róży w chaszczy żywopłotu. Oj wywoływały moje zdziwienie... Wytłumaczyć je mogę jedynie czasem dosyć niespokojnym, jakim był rok 1939, czy 1943. Postacie potrafią znać się tutaj na wylot. Wiedzieć gdzie ktoś podąża, kiedy coś go trapi, czy kiedy pojawia się na twarzy zalążek uśmiechu. Tutaj można nie być przyzwyczajonym do jedwabnej pościeli, która przytłacza wraz z idealną ciszą okalającą piękną sypialnię.
,,W chwili, gdy schodziła po schodach (...) i czuła na sobie spojrzenia gości, pożałowała, że tam jest, zamieniona przez tę bandę nazistów i faszystów w przedmiot komentarzy, plotek i szeptów."
Życie kręci się wokół wina i jego odcieni smaków. Jesteśmy pouczeni co do jego wytwarzania oraz przechowywania. Tutaj natura zarabia na siebie, ludzie wiedzą jak korzystać z ziół, żeby ukoiła ich nerwy, a zanim pojawiają się pierwsze słowa nowej postaci, mamy ją opisaną pod kontem wyglądu twarzy oraz sugestii jaką wykazuje ruch ciała oraz mimika. Czas się tutaj zmienia, w zależności kogo dotyczyć będzie opowieść. Bywa nawet, że Boże Narodzenie kojarzy się tylko ze smutkiem z sierocińca. Duma potrafi przesłaniać dobro osoby, która dla kogoś jest ważna, a przytulenie dziecka potrafi wynagrodzić wszystkie krzywdy. Rodzicielstwo wita się tutaj z miękkimi skojarzeniami, jednak i z szantażem dla własnych korzyści. Tajemnica goni tajemnicę, a mężczyźni będą zabiegali o względy kobiety z ukazanych nam pobudek. To taka walka człowieczeństwa z władczością otoczoną czasami niewoli i ruchu oporu. Pozycja idealna dla wielbiciela historii:-)
Wielu czytelników dziwi się, że „Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu” to dzieło mężczyzny. Trzeba jednak zrozumieć, że istnieją jeszcze na tym świecie romantycy lub postaci, które nie ufają swemu szkiełku i oku. Sytuacja jest odwrotna- przez niektórych pisarzy silniej przemawia jednak czucie i wiara, a wszystko wskazuje na to, że Jakub Bączykowski będzie podróżował bardzo emocjonalną drogą literacką. Najnowsza książka, choć nie tylko ta, jest tego najlepszym dowodem.
Mało tego, „Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu” to kolejny przykład oswajania odbiorców z tematyką śmierci. Zapewne łatwiej czytało się o niej w mitologii, gdzie mamy do czynienia z bożkiem Tanatosem i Hadesem jako miejscem wiecznego spoczynku. Współczesność to jednak nie fikcja, a prawdziwy, nieodwracalny proces, do którego trzeba dołączyć ogrom bólu i niezrozumienia ze strony najbliższego otoczenia osoby zmarłej. Tylko ten, kto stracił bliską swemu sercu osobę, zna wszystkie etapy żałoby- - szok, niedowierzanie, apatię, potem złość, aż w końcu stopniowe oswojenie się z dramatem, pogodzenie się ze śmiercią ukochanej osoby. Encyklopedyczne zapisy to jedno, ale pamiętajmy, że wymienione wyżej etapy traktuje się indywidualnie, nie można podać ich dokładnych ram czasowych.
Bohaterką uwikłaną w swój największy życiowy dramat jest Basia. Kobieta ma prawie 50 lat, jest więc w kwiecie wieku. Niestety, tragiczny wypadek niemal natychmiastowo odbiera jej męża Adama. Życie kobiety momentalnie traci sens, nie potrafi ona z niczego się cieszyć czy też czerpać satysfakcji. Czy w końcu wyjdzie z kryzysu? Tego nie zdradzę, a w książce tej ważnych jest jeszcze wiele innych wątków.
Po pierwsze, w realnym życiu często drobny problem urasta w naszych oczach do rangi dramatu. Dla przykładu, złamany paznokieć czy plama na ulubionej bluzce wprawia nas w zły, wręcz depresyjny nastrój. Po drugie, marnujemy ogrom czasu na bezsensowne kłótnie. A czy pomyślałeś, Drogi Czytelniku, że może nie zdążysz się pogodzić, że może obraźliwe słowa będą ostatnimi, które wypowiesz do osoby bliskiej Twemu sercu? Warto więc dążyć do harmonii i doceniać najdrobniejsze momenty. Może to być choćby wspólne jedzenie posiłku, wypicie kawy lub krótki spacer. Błahostki? Tak, lecz tylko pozornie. Zwykle musi dojść do tragedii, byśmy uświadomili sobie ważność tak delikatnych czynów.
Jakub Bączykowski sam jest właścicielem cudnego psa i widać, że poświęca mu ogrom czasu i miłości. W swojej książce wykreował psa Uno, który po śmierci Adama tęskni za swoim panem, ale też pomaga przetrwać Basi najcięższe chwile. Nieprzypadkowo mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka, a Uno jest niemal ukoronowaniem tego stwierdzenia. Zresztą, inne dialogi dotyczące zwierząt potrafią wycisnąć łzy podczas czytania. Sami się o tym przekonacie.
Nauka życia od zera- o tym autor też nie zapomniał nam powiedzieć. W realnym życiu często dokonujemy podziału obowiązków i nie potrafimy, dajmy na to, naprawić szafki, gotować czy załatwiać spraw urzędowych. Jak ogarnąć zatem wszystkie odlegle dla nas tematy, kiedy doskonale wiemy, że pomoc już do nas nie przyjdzie? Myślę, że to jeden z kluczowych wątków powieści.
Książka nie jest obszerna, a jednak tak uzdolnionemu pisarzowi starczyło miejsca na jeszcze inne, równie wciągające tematy. Dowiadujemy się, jak wyglądało małżeństwo Basi i Adama, poznajemy ich sekrety. Widzimy też, jak samotność wpływa na ludzi i czy miłość do zwierzęcia może być też bardzo mocna. Zadajemy sobie na pewno pytanie: co by było gdyby? Czy można było uniknąć śmierci ukochanej osoby?
Oczekiwanie na następną świetną powieść Jakuba Bączykowskiego o jakże nieprzypadkowym tytule jest wręcz obowiązkowe.
Ale jakim zabawnym stylem jest napisana ta książka:-) Od razu przypomnieli mi się dziadkowie, który posługiwali się starodawnymi słowami i to takimi jakimi obecnie jedynie pokolenie siedemdziesiąt plus rozmawia:-) Sprawiło to, że pomimo fantastyki, gdzieś wydawała mi się bliska i taka fantastyczna, czyli wymyślona, ale od strony dawnych pokoleń, które wzbudzały zaufanie:-) W ogóle te porównania jakie urocze były, sami zobaczcie:
,,I nagle ogarnął go stan, w którym czuł się jak lśniący stalowy bożek, któremu nic nie jest w stanie zagrozić."
Proste a jednocześnie takie dosadne, jakby młoda osoba zarówno z tą starszą mogła wczuć się w klimat i uśmiechnąć wtedy, kiedy było to wręcz wymagane. I te opisy, kiedy dwoje walczących postaci tak się spociło, że musieli usiąść, bo pot zasłaniał im oczy:-) To była bitwa na oślep, ale przezabawna:-) Choć bywa i poważnie, kiedy czyjaś przeszłość była pełna bólu i cierpienia, kiedy ktoś się kaleczył. To były momenty, kiedy postacie ukazywały nam swoją historię, jakby pragnęły usprawiedliwienia dla tego kim są i kim się stali. Nie każdy dostrzeże tutaj spójność, to zawsze jest zależne od tego, czy czytelnik miał swoją bolesną przeszłość, czy nie. Bo czasami nawet pomimo nieodpowiedniej chwili, pojawia się takim moment, który coś w nas otworzy i trzeba opisać to co najbardziej nas uwierało. Po tym uwolnieniu możemy dalej iść jakby będąc dumni z tego, co z nas zeszło. Tak się właśnie to objawiało tutaj. Ja przyznaję, że nie znam się na rodzajach legend, dlatego musiałam przybliżyć sobie legendę arturiańską, gdyż opowieść jest jakby inspirowana tymi wydarzeniami. Totalna mieszanka magii i fantastyki, nie fantazji. Postacie twardo stąpały po ziemi, albo lawirowały w świecie, gdzie wydawało im się, że wszystko potrafią osiągnąć. Jedyny malutki minusik to taki, że poprzez grubość książki stała się jakby małymi oddzielnymi historiami, które później łączyły się w całość. Jeśli ktoś nie ma podzielności uwagi, to jest możliwość, że się w tym pogubi;-) Mnie jednak przekupił właśnie ten babciny styl i porównania. Je pamiętam najbardziej:-)))
Przypuszczam, że to trochę jak blizna jest silniejsza niż skóra, którą zastępuje. Problem w tym, że już nigdy nie jest tak piękna jak kiedyś, prawda?
Ciekawe, czy facet był typowym obmacywaczem.
- Był kimś więcej... Nie wyglądał na szczególnie miłego człowieka
Chcę, żeby zniknął z twojego życia, i zrobię wszystko, co w mojej mocy, by tak się stało.
Celia, Juliette i Nadia.
Trzy zupełnie różne kobiety , które łączyło to,że źle ulokowaly swoje uczucia, choć wydawać by się mogło, że Elis Cobain jest naprawdę dobrą partią.
Znany ze swej działalności filantropijnej , przystojny i dobrze sytuowany mężczyzna skrywa jednak całą górę mrocznych sekretów.
A gdy wszystkie trzy kobiety spotykają się przypadkiem w eleganckim hotelu w Kornwalii nie zdają sobie sprawy z tego, że ich życie stanie na głowie.
Wszystko dlatego ,że ich kat został zamordowany..
Każda z nich miała motyw by chcieć się go pozbyć, lecz czy rzecz, któraś z nich popełniła zbrodnię?
Sprawę próbują rozwikłać detektywi Steohanie King i Gus Brodie - prywatnie para,której losy śledzę z ogromną ciekawością i której szczerze kibicuję.
Śledztwo należy do tych skomplikowanych i co ważniejsze unika schematów i przewidywalności , a to zawsze jest atut.
Rachel jest mistrzynią budowania napięcia i ciężkiej pełnej niedomowieh atmosfery.
Gdy już się czegoś domyślałam na jaw wychodziła kolejna tajemnjca , która wszystko burzyła.
Ale to jest właśnie najfajniejsze
Bardzo polubiłam bohaterki I szybko zanurzyłam się w tej historii.
To jedna z tych opowieści, które oplatają czytelnika od pierwszych stron i nie pozwalają się odłożyć, dopóki wszystkie elementy układanki nie trafią na swoje miejsce. Mroczna, emocjonalna, pełna napięcia — a jednocześnie niezwykle ludzka. Rachel po raz kolejny udowadnia, że potrafi tworzyć historie, które zostają w głowie na długo po zamknięciu książki.
Polecam 💙🖤
„Kroniki Królowego Mostu” Jacka Bromskiego to urocza, pełna humoru i swojskiego ciepła opowieść, która przenosi nas do dobrze znanego fanom filmu „U Pana Boga…” świata podlaskiej prowincji. Jako osoba, która naprawdę uwielbia tę filmową serię, od pierwszych stron poczułam znajome emocje – lekkość, życzliwy humor i tę charakterystyczną, pełną serdeczności atmosferę, którą Bromski potrafi tworzyć jak mało kto.
Fabuła opiera się na zabawnym i nieco absurdalnym wydarzeniu – mieszkańcy Królowego Mostu odkrywają dokument, z którego wynika, że król Jan Kazimierz nadał ich wsi status samodzielnego księstwa. Nagła „niepodległość” spada na lokalną społeczność jak grom z jasnego nieba i rozpoczyna lawinę zdarzeń, w których biorą udział znani z filmów bohaterowie: dobroduszny proboszcz Antoni, stanowczy, ale poczciwy komendant Wołkowyski, barwny profesor Nasiłko i cała plejada mieszkańców Królowego Mostu.
Każda z tych postaci jest wyrazista, sympatyczna i pełna specyficznego lokalnego kolorytu. Ich reakcje na nowe „księstwo” są przepełnione humorem wynikającym z codziennych absurdów, przywar, ale i ogromu ludzkiej życzliwości. Bromski świetnie pokazuje podlaską prowincję – nie karykaturalnie, a z miłością i ciepłym przymrużeniem oka.
Emocje w tej książce to przede wszystkim radość, nostalgia i odprężenie. Czytelnik raz po raz się uśmiecha, bawi, czasem śmieje w głos, ale też doświadcza cichego wzruszenia wobec prostoty i dobroci bohaterów. Jest to lektura, która poprawia humor i przywraca wiarę w ludzką życzliwość.
Gatunkowo „Kroniki Królowego Mostu” to lekka powieść obyczajowo-komediowa, która idealnie sprawdzi się u osób szukających czegoś pogodnego i relaksującego. To książka dla fanów filmów Bromskiego, miłośników Podlasia, polskich klimatów, ale też wszystkich, którzy lubią historie osadzone w małych społecznościach, pełne humoru i ciepła.
To zabawna, urokliwa i bardzo filmowa opowieść, która pozwala na chwilę odetchnąć i zanurzyć się w świecie, gdzie ludzie – mimo wad i chaosu – naprawdę potrafią być dla siebie dobrzy. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć, zwłaszcza jeśli tak jak ja kochacie „U Pana Boga…”. Polecam z całego serca.
Piotr Gajdziński autor powieści sensacyjnych, biograficznych słynie z tego, że tworząc, dalszy ciąg losów bohaterów potrafi wydobyć z nich coś, czego ja jako ich odbiorca nie mogę odgadnąć, jak się potoczą i na co tym razem muszę być przygotowana, bo ciągle się coś u nich w życiu zawodowym i prywatnie ma nieoczekiwanie miejsce.
Nie byłoby nic dziwnego w tym wszystkim, gdyby przygody autor Piotr Gajdziński nie rozpoczął od Rafała Terleckiego głównego bohatera powieści kryminalnej w książce pt.'' Transakcja''.
Każdy z występujących w czytanej przeze mnie książce bohaterów jest jakiś, ale z czasem prowadzi niebezpieczną grę, działa nie sam, ale z udziałem kolegów po fachu, oczekując wciąż to od siebie czegoś, o czym nie zawsze chcą powiedzieć. Uważam, że są oni wobec siebie nieufni, gdyż czują, że wokół króluje manipulacja powodująca wiele zmian, lecz należy dzielnie natrafić na tego kogoś, komu zależy na stworzeniu niewygodnych sytuacji, od których można przyczynić się do utraty życia i mieć plamy na honorze w zależności od pełnionej funkcji zawodowej.
Czy na podstawie zamieszczonych 47 rozdziałów można zorientować się, czy coś z nich wynika, czy autor sprytnie opisał zarys tego, co ma się ten czas wydarzyć?
Ponowne powroty do poznanych wcześniej bohaterów sprawiają, na ogół bardzo różne odczucia powodując to, że nie wiemy, czego mamy się spodziewać po ich zachowaniu i czym nas mogą jeszcze zaskoczyć nowi bohaterowie, o ile będą mieli chęć.
Na co tym razem musi być naszykowany czujny dziennikarz stacji telewizyjnej Rafał Terlecki i w jakim stopniu trudności jest nowa misja przygotowana dla niego, jakie korzyści daje mu to zlecenie, co przynosi mu spełnienie, czy jest na nie stuprocentowo gotowy, czy podejmie się wykonać je od razu, czy analizuje, krok po kroku jego przebieg o tym warto, się przekonać czytając ten kryminał.
Lubię sudoku, ale uwielbiam murdoku! Zasady są mniej więcej takie same, tylko zamiast liczb wstawia się osoby do odpowiednich pomieszczeń, a kto zostanie z jednym wolnym polem, jest mordercą. Niby proste, ale czasami trzeba poświęcić więcej czasu na rozkminę, wszystko zależy od skomplikowania planszy i wskazówek.
Andrea może stanąć w garażu i salonie, ale w salonie ma dostępne tylko pole z dywanem, a wyłącznie Eva może stać na dywanie, czyli zostaje garaż, tylko wtedy przetnie się jej droga z Adamem… Kurczę, coś zepsułam.
Obok kolorowej planszy jest też „brudnopis”, więc można sobie kombinować i rysować na brudno. Zdażyło mi się dwa razy wywrócić o tłumaczenie, bo np. założyłam, że skoro w opisie jest słowo „stoi”, to nie mogę jej umieścić na fotelu, a tu klops. Nie zmienia to jednak faktu, że zabawa jest świetna, mogłabym rozwiązywać te łamigłówki bez końca.
Co jeszcze mi się ogromnie podoba, to rozwiązania na końcu, które nie są wyłącznie podaną na tacy grafiką, ale mają też opisy wyjaśniające jak dotrzeć do rozwiązania. Dzięki temu mogłam przeczytać tylko jedno zdanie i potraktować je jako dodatkową wskazówkę.
No i te żartobliwe opisy plansz, przy chińskiej restauracji - „za te pierożki można oddać życie”, przy remontowanym domu - „och… to nie jest farba”, w domu seniora (mój nr 1) - „nie pochwalam tego, co się stało, ale szacun dla mordercy, że mu się jeszcze chciało”.
Nie od dziś wiadomo, że zioła mają niesamowitą moc. Tak samo jak uważała wdowa z książki, tak i ja jestem zdania, że potrafią zdziałać prawdziwe cuda, tylko trzeba się znać na ich właściwościach. Im piękniej wygląda kwiat czy liść, tym bardziej złowieszcze ma znaczenie. Rośliny najbardziej pospolite mają działania przeciwzapalne. Te, co krótko kwitną, są bakteriobójcze. Te, które można trzymać w domu, albo rosną przy największych śmieciowiskach działają przeciwbólowo. Zapach róż uspakaja i uszczęśliwia, dlatego pita takie działanie wykazuje. Pośród trwa babka lacetowata ładnie leczy kaszel, a kocanka rosnąca na piasku regeneruje naszą wątrobę. Tylko pamiętać trzeba, że wszystko zależy od proporcji:-)
Wdowa z książki bardzo lubiła zbierać zioła. Wytłumaczyła młodej dziewczynie, że są jedynie lekarstwem, lecz mogą też zabić. Czy to zatem przypadek, że następnego dnia ktoś zmarł, a stara wdowa zniknęła? To jedynie zalążek jednej z trzech opowieści o losach kobiet, które ułożone zostały w trzech różnych czasach, ale końcowo się łączą. Pomimo tych różnic, widzimy jak były poniewierane i jak niewiele miały do powiedzenia. Toksyczne relacje aż krzyczały z treści, dlatego sporo momentów wywołuje gniew czytelnika. Pamiętajcie, że toksyczna osoba znajdzie sposób, żeby podkreślić jak bardzo jesteście nieważni, jak niewiele znaczycie i jak bardzo powinniście mu dziękować, że w ogóle z wami jest. Jeśli ktoś zna ten temat, to ponownie otworzy w nim rany. Nie będzie to jednak wspaniała opowieść o tym jak udało im się z tego wyjść i że wszyscy na koniec byli szczęśliwi. Autorka przygotowała nam coś drastyczniejszego, jakby totalny odwet. Nieco bolały mnie opisy Marii, kiedy ukazana została z charakterystyki jako źródło wszelkiego nieszczęścia i braku urody. Była to strona jednoznaczna, nie zupełnie przepełniona nienawiścią, ale brzydotą, jakoby wszystko cokolwiek w sobie ma było zbutwiałym brudem, którego nikt nie zachce. W ogóle w późniejszej treści autorka chyba uwzięła się na kobiety, jakoby one same w sobie były winne nawet tego, że spotyka ich coś złego. I wtedy więc postanowiły wykorzystać to, co według ich obserwacji może przysłużyć im do osiągnięcia celu. Ale czy w ogóle wiedziały co się z nimi stanie?
Wiecie co mnie najbardziej z calutkiej książki pobudziło nerwowo? Zdanie, które kobiety powtarzają swoim dzieciom i tak przez wszystkie pokolenia. Nawet ja to słyszałam. Że kobieta w życiu z mężem powinna się ugiąć. Mężczyzna nie musi, bo ma zarabiać pieniądze, a kobieta, żona i matka, zawsze ma pozwalać aby to on, głowa rodziny, zawsze miał rację. Żeby spełniać jego zachcianki i ,,przetrzymać" cokolwiek trzeba. Wiecie ile osób na świecie tak się ugina? Czy ktokolwiek z nich zaznał kiedykolwiek błogiego szczęścia?
Ta książka idealnie podkreśliła wszystko co złe, co niesprawiedliwe i raniące. Schematy dawnych przekonań, które powinny być odrzucone, bo czy nie lepiej się żyje, kiedy oboje ludzi się kocha, a nie wychodzi za mąż wtedy, kiedy ktoś nam każe? Także jak widzicie to nie tylko zwykła książka, ale lektura, którą powinien przeczytać każdy. Może i jest dużego kalibru, ale wciąga ogromnie. To bardziej opowiedziana książka, ale nawet pomimo tego wciąż odbiera się ją mocno. Wewnątrz ma cudowne zdobienia, a brzegi wypełnia wszelka emocja czerwieni i czerni idealnie oddana do tego, co się przeżywa. Rozdziały danych osób kończą się niewiadomymi w ważnych momentach. Opisy są cudowne, bardzo obrazowe ukazanie treści, dlatego się ją przeżywa. Tak jak niektóre barwione brzegi wzbogacają treść, tak tutaj nawet nie było to potrzebne, bo to treść jest tu bogactwem. Szczerze, jestem pod wrażeniem!
Sięgajcie po książki autora zawsze wtedy, kiedy macie ochotę na bardzo dobry kryminał. Jeśli interesuje was życie prywatne oraz punkty widzenia poszczególnych osób. Jeśli uwielbiacie opisy wprowadzające w określone wydarzenia, gdzie dreszcze przechodzą przez ciało, a gęsia skórka pojawia się i znika, i tak do samego końca książki. Przez bardzo długą treść, która jest wydana mniejszym drukiem, ale hipnotyzuje na tyle, że nie lubimy, kiedy ktoś nam przerywa podczas czytania. Wchodząc na tory tej konkretnej książki możemy być pewni, że ktoś wywlecze czyjeś brudy i stanie się to w bardzo potworny sposób. Myślę, że wstyd aż przenika tutaj wszystkie warstwy nawet i naszej barykady, zwłaszcza wtedy, kiedy wczujemy się w tą podłą sytuację.
Tytułowy zaczątek problemu to kapsuła czasu do której dawno temu powkładane zostały najważniejsze rzeczy, które na otwarciu miały ujrzeć światło dzienne. Aby dokładniej wczuć się w treść będziemy informowani o wydarzeniach od trzech osób. Pierwszej, która była bardzo oczytana i mądra, gdzie nie zdradzała się od razu ze wszystkim. Drugiej, która miała oko na całą szkolę, w tym wszelkie brudy, które w niej były poutykane. I trzeciej, czyli młodego osobnika, który był uczniem szkoły i znał się na relacjach do jakich dochodziło podczas trwania zajęć. I żeby nie było tak słodko, przechodząc przez te przeszło pięćset stron będziemy wnikali w prowadzone dochodzenie, wiele rozmów w których kulturalny język nie obowiązywał oraz wiele gdybań, gdyż do końca nie wiemy kto kiedy był szczery. Pomimo szybkiej akcji jest to jednak odbieranie jej w zwolnionym tempie, gdyż trzeba poznać nasze postacie, zajrzeć do ich rodzin oraz relacji, aby móc co jakiś czas pchać wszystko do przodu. Niewątpliwie jednak pod koniec mamy ochotę wybuchnąć z napięcia, które w nas wzbierało. Opisy scen drastycznych były bardzo wnikliwe, jakby miały nas przenikać, już nie mówiąc o strachu, który z postaci gładko przechodził na nas. Pamiętajcie tylko, że każdy ma prawo kochać tego, kogo chce. Bez względu na to kim on jest:-) Zdecydowanie ją polecam:-)))
„Czas pogardy” przeczytany (a dokładniej wysłuchany) po raz kolejny. Ta książka zawiera w sobie błyskotliwy styl pełen humoru i ironii, niezapomniane sceny i ogromny fantastyczny świat. Bohaterowie są pełnokrwiści i różnorodni, co świetnie udało się podkreślić w audio, w którym udział wzięło wielu lektorów. To historia, do której można wracać i wracać.
Lepiej brnąć w nieznane, które może okazać się piękne, niż ze strachu trwać przy czymś, co nie daje nam szczęścia
Świadomość tego, że nic nie znaczę dla mojego męża, codziennie odziera mnie z resztek poczucia własnej wartości.
Proszenie o pomoc to siła. I czasem jedyny sposób, by przetrwać.
Greta i Maja. Dwie dusze, dwie kobiety, które w pewnej chwili poczuły, że ich życie donikąd nie prowadzi, a one same doszły do ściany.
Pani Kosecka od kilku lat żyje w małżeństwie z Darkiem.
Para doczekała się syna - Bartka - obecnie dziesięcioletniego.
Kobieta czuje się niezauważana przez męża, który deprecjonuje jej wkład w życie rodzinne i dokłada jej coraz więcej obowiązków.
Pewnego dnia tama pęka i Greta decyduje się porzucić swoją drugą połówkę.
Niestety czeka ją ciężka batalia, ponieważ mężczyzna nie cofnie się przed niczym, by upokorzyć żonę i uprzykrzyć jej życie.
Również w pracy bohaterka mierzy się z nienawiścią i nagonką ze strony przełożonego,co dodatkowo pogarsza jej sytuację.
Mimo wszystko Greta postanawia rozliczyć się z przeszłością i decyzją , która do tej pory nie dawała jej spokoju.
Nastoletnia Maja podobnie jak większość rówieśników zmaga się z trudnościami w szkole , konfliktami z rodzicami oraz rówieśnikami.
Ukojenie przynosi dziewczynie.. żyletka.
Czarę goryczy przelewa fakt ,że młoda Sarnowska zakochała się w najlepszym przyjacielu, a ten spotyka się z ich wspólną przyjaciółką - Natalią.
Początkowo uczennica liceum Freuda szuka wsparcia na szkolnym forum prowadzonym przez Martę Najdowską, jednak po fali hejtu jaki na nią splynął po tym jak odważyła się zwierzyć Maja postanawia napisać na czacie stworzonym z wykorzystaniem sztucznej inteligencji..
Jak zakończy się ta historia? Do czego doprowadzą chęć zemsty i zaślepienie?
Muszę przyznać, że Liceum Freuda było drugą serią autora , którą poznałam i czytałam na bieżąco.
Miałam nawet okazję rozmawiać o niej z autorem podczas festiwalu książki w Opolu i bardzo wyczekiwałam na to, co się wydarzy.
To co otrzymałam mocno mną wstrząsnęło i skłoniło do refleksji nad tym jak bardzo społeczeństwo jest obojętne na samotność i problemy innych osób.
Autor jak zwykle pisze wciągająco i emocjonalnie, pokazując również jak niebezpieczna jest współczesna technologia.
Sekret mojej córki zostanie w mojej głowie i pamięci na bardzo długo. Serdecznie polecam 🖤
„Nie uciekłam dlatego, że byłam słaba. Uciekłam, bo chciałam zobaczyć dzień, w którym nie będę musiała już uciekać.”
„Prawda nie boli tak bardzo, jak życie w ciągłym udawaniu, że nie istnieje.”
„Moje trzy życia były jak trzy drzwi, które zamykałam za sobą — aż w końcu odkryłam, że wszystkie prowadzą do tej samej osoby.”
Zastanawialiście się jakby to było przynajmniej na chwilę stać się kimś innym?
Czy zawsze warto ujawniać prawdę na swój temat?
Anne Marie Callahan była bardzo młodziutką dziewczyną z pełnego przemocy domu, która mimo wszystko wierzyła, że może być dla świata wystarczająco dobra i spełnić swoje marzenia u boku najlepszej przyjaciółki- Amandy w Los Angeles.
Niestety pewne traumatyczne wydarzenie sprawia, że dziewczyna zmuszona jest porzucić swoją prawdziwą tożsamość.
Od tego momentu zmienia się w Cass Ford - kobietę, która ciągle zmienia pracę, choć zatrudnia się głównie jako kelnerka.
Otaczającym dziewczynę ludziom nie można ufać, a ona sama marzy o karierze pisarki.
I wreszcie mimo wielu trudności udaje się to pragnienie udaje się zrealizować.
Tak rodzi się Cate Kay - bestsellerowa autorka, celebrytka idolka.
Jednak czy cena jaką przyszło jej zapłacić nie okaże się zbyt wysoka?
Ta opowieść to nie jest typowa lekka lektura.
Kate Fagan pisze podobnie jak Taylor Jenkins Reid - nuesztamowo - tak by można było zajrzeć w duszę głównej bohaterki, a trochę tak jakby była ona obiektem plotek wielu osób.
To opowieść o pogodzeniu się z przeszłością, oczyszczenie z tego co uwiera i sprawia, że nie możemy być sobą.
Polecam ❤️
Czy prawdziwa fantastyka / sci – fi już nie ma prawa bytu na naszym rodzimym rynku? Czy już nie ma dobrych książek, gdzie fantazja gra pierwsze skrzypce?
Chyba największą niespodzianką dla mnie był fakt, że ów tytuł okazał się grą paragrafową. Rzadko sięgam po takie książki, bo zwyczajnie w świecie nie mam na nie czasu, a trzeba im się oddać całym sobą. Nie zmienia to jednak faktu, że to rodzaj zabawy, który wielbię całym serduchem i bawię się doskonale za każdym razem!
Miasto Kłamstw przede wszystkim cieszy oko oprawą graficzną – ilustracje, znaczniki, obrazki = pełen profesjonalizm włożony w stworzenie tej pozycji. Ogromnie to zachęca do zabawy i jak już wspomniałam, po prostu cieszy. Wcielamy się w młodą policjantkę, która oczywiście walczy o sprawiedliwość, jednakże wrogowie nie śpią i odbierają jej wszystko – rodzinę, reputację, stanowisko. A jednak istota z ciemności, należąca do Somorry nie chce pozwolić na nasze fiasko… A łatwo wcale nie jest, żeby to było jasne! To oczywiście dodatkowy atut, bo jakby było za prosto — wiadomo, zjadłaby nas nuda.
Bawiłam się rewelacyjnie! Na samym wstępie Autorzy pouczają nas, żeby iść stricte za tokiem podjętych przez nas decyzji, ale wiadomo, jak jest, ja zawsze chcę odkrywać, co by było, gdybym objęła inną opcję wyjścia z danej sytuacji. Oczywistością jest, że podejmujemy trudne wybory, miasto samo w sobie nas osacza, otula niczym ciężka mgła – dusznym, kłamliwym klimatem. Ciemne zaułki i zgniłe dzielnice są naszą codziennością. Nie brakuje obskurnych biurowców, ale mamy też wiele tętniących własnym życiem małych barów, z których korzystają ludzie o różnym statusie społecznym. Taka trochę huśtawka między biedą, a bogactwem, bo przecież każdy dba tylko i wyłącznie o własne interesy.
Każda nasza decyzja ma znaczenie. Czasem fabuła wraca nas do miejsca, gdzie już byliśmy, a czasem pcha nas do momentu, w którym nasza decyzja ma znaczenie pt. „walka na śmierć i życie”. Finalnie i ogólnie – jestem baaaaaaardzo mocno oczarowana, polecam bardzo!
Tutaj wpierw koniecznie trzeba podkreślić cudowne barwione brzegi książki, które w kwiecistym błękicie pokazują piękno skąpane w nieprzewidywalności mieczy. One były tu kobietami:-). Nie wiem czy to było celowe, ale kartki pachną niczym stara zaklęta skrzynia, która w swoim wnętrzu skrywa wielkie skarby. Jakbym wiedziała, że na strychu u babci ukryty jest skarb i zaledwie przeczytanie jej dzieli mnie od poznania tajemnicy. Sztywna obwoluta tylko podkreśla wyniosłość treści, którą tutaj się znajdzie. I jak na zrządzenie losu w samej historii będzie chodziło też o duże kosztowności, które ktoś będzie pragnął zrabować i pomysłowości, gdzie męskie oko nie sięga:-) Ale żebyście nie mogli przewidzieć treści, już na początku mamy zaznaczone jak kłamliwa będzie to książka. Ile w niej prawdy wie tylko niewierny Tomasz, albo stopień na którym postawiona stopa nie mogła się już oderwać, a tajemnicze boginie rozszarpywały rozciągając człowieka na dwie strony. Bo to nie są tylko krótkie historyjki na dobranoc. To opowieści o wielkim sprycie, zakłamaniu i fałszywej prawdzie. Sceny niektóre aż bolą, choć ukazują tylko zwykłe obrządki śmierci. Nasza wyobraźnia jeszcze je podsyca, więc efekt jest nieziemski. Zostajemy prowadzeni niebezpieczną drogą, gdzie można przewidzieć dalsze wydarzenia i właśnie w momencie myśli, że można, historia zupełnie odwraca się pokazując coś, czego nawet nie miało prawa być. A co spostrzegamy w każdym z opowiadań? Odważne kobiety, które nie boją się wyzwań i dla bezpieczeństwa innych potrafiły same przeciwstawić się przeciwnikowi w sposób chytry, że nie zauważony nawet został chwyt sprytu i przebiegłości. To czasy dawniejsze, więc kobiety brano za głupie i prawdomówne. Nikt nie przewidywał, że grały tak jak oczekiwali, by dojść do tego, co same potrzebowały:-) Magia jest obecna wszędzie, począwszy od baśni, gdzie wydarzyć mogło się wszystko i pojawić się mogło każde stworzenie. Ale wiecie co mnie w nich zaskoczyło? W każdym z nich było ukryte przesłanie widoczne dopiero na samym końcu:-) Po czymś takim, ja zwyczajnie muszę dać jej dyszkę:-)
🍁 Instagram ksiazki_moja_chwila „Łzy Niewiernego” to debiut, który odważnie wchodzi w mroczne klimaty fantastyki militarnej, łącząc elementy politycznych intryg, walki o władzę i trudnych, moralnie niejednoznacznych wyborów. Książka od pierwszych stron wprowadza czytelnika w mroczny, surowy świat pełen napięcia. Widać, że autorka włożyła w tę historię ogrom pracy: świat jest dopracowany, bohaterowie mają swoje motywacje, a fabuła konsekwentnie prowadzi przez kolejne trudne wybory Varrena.
🍁Autorka ciekawie pokazuje, że nawet w świecie pełnym przemocy można próbować zachować człowieczeństwo. Varren jako bohater jest ciekawy i dobrze wykreowany, jednak nie udało mi się w pełni z nim zżyć. Jego decyzje i moralne rozterki były interesujące, ale emocjonalnie historia nie poruszyła mnie tak, jak się spodziewałam. Zabrakło mi trochę głębszego wglądu w relację Varrena i Averyn, która mogłaby dodać opowieści więcej emocjonalnej intensywności.
🍁Momentami akcja wydawała mi się rozwleczona. Doceniam jednak pomysł, klimat i przesłanie tej książki – autorka podjęła trudne tematy i pokazała świat, w którym człowieczeństwo wystawiane jest na próbę.
🍁Muszę jednak szczerze przyznać, że choć książka jest naprawdę dobrze napisana i ma swój specyficzny klimat, to gatunek, po który sięga autorka, po prostu do mnie nie przemawia. Fantastyka militarna, polityczne układy, wojskowe zależności – to nie są tematy, które potrafią mnie porwać. Momentami czułam się, jakbym obserwowała historię z pewnego dystansu, bo zwyczajnie nie jest to typ opowieści, w którym odnajduję przyjemność.
🍁Nie zmienia to faktu, że widzę tu ogromny potencjał, szczególnie jak na debiut. Fani mroczniejszych, bardziej złożonych fantasy z pewnością odnajdą się w tej historii znacznie lepiej niż ja. Dla mnie była to ciekawa, choć nie do końca „moja” przygoda literacka, ta historia okazała się dla mnie dość ciężka w odbiorze.
„Ślady nieobecności” Aldony Żółtowskiej, drugi tom poruszającej serii Halszka, to opowieść przepełniona emocjami, tajemnicą i bolesną przeszłością, która z każdym rozdziałem odkrywa kolejne warstwy dramatycznego losu tytułowej bohaterki. Autorka przenosi czytelnika do roku 1949, gdzie młody nauczyciel Maksymilian Werecki natrafia na fotografię Bartosza Gertnera w rzeczach tragicznie zmarłej Halszki. Ten niepozorny przedmiot staje się początkiem wstrząsającej podróży w przeszłość – zarówno dla nauczyciela, jak i dla samego Gertnera, który zaprzecza jakimkolwiek związkom z kobietą, choć jego reakcja zdradza coś zupełnie innego.
Kiedy Gertner przekazuje Maksymilianowi stary dziennik Halszki, jej historia zaczyna układać się w pełen bólu i sekretów obraz. Żółtowska prowadzi czytelnika przez opowieść, w której miłość splata się z tragedią, a prawda o życiu Halszki okazuje się znacznie bardziej złożona, niż ktokolwiek przypuszczał. To książka o pamięci, stracie i o tym, jak głęboko tkwią w człowieku rany, które nie miały szansy się zagoić.
Autorka pisze w sposób niezwykle subtelny, a jednocześnie intensywny. Jej styl jest poetycki, pełen wyczucia i psychologicznej głębi, dzięki czemu czytelnik może wniknąć w emocje bohaterów – ich lęki, wstyd, nadzieje i wspomnienia, które nie dają o sobie zapomnieć. Trudna tematyka, związana z dramatami powojennej Polski, nie jest tu jedynie tłem, lecz sercem opowieści, która uświadamia, jak przeszłość potrafi wpływać na kolejne pokolenia.
Podczas lektury towarzyszy nieustanne napięcie, melancholia i narastające współczucie, szczególnie w momentach, gdy prawda o losach Halszki powoli wychodzi na światło dzienne. To historia, która chwyta za serce i zmusza do refleksji – o tym, jak niewiele wiemy o życiu ludzi mijanych na co dzień i jak wiele tajemnic potrafi ukrywać milczenie.
„Ślady nieobecności” to idealna książka dla czytelników lubiących literaturę obyczajową z psychologiczną głębią, dla miłośników powojennych historii i opowieści o trudnych wyborach, skomplikowanych relacjach oraz emocjach, które zostają na długo po przewróceniu ostatniej strony. Aldona Żółtowska tworzy pełną wrażliwości i mroku narrację, którą warto poznać – porusza, angażuje i pozostaje w pamięci na długo.