Skalny pielgrzym

Pierwsza, druga, trzecia...nasta strona, a ja nie mogę się nasycić sposobem w jaki układają się słowa. Nie jestem nowicjuszką w górskich książkach, ale nie czytałam jeszcze takiej, która by była tak literacko napisana. Rafał Fronia potrafi opisać wydarzenia z wielką wnikliwością i znaleźć słowa tam, gdzie osobiście ja miałabym problem.

Poczułam się zaczarowana spojrzeniem na górską wyprawę i wszystkie inne życiowe tematy, które pomiędzy wplatał autor. To jest książka o dwóch górskich wyprawach, ale jest tu dodatkowo tyle wartości dodanej, że jednych, a w tym mnie, może to zachwycić, ale też jestem w stanie zrozumieć tych, których taki przekaz mógłby zmęczyć, bo nie tego oczekiwali.

Wydanie jest pełne zdjęć i zazwyczaj telefon podczas czytania odkładam daleko, a tutaj trzymałam go obok, bo dzięki kodom QR pojawiającym się co jakiś czas dostajemy filmy, które wzbogacają historię o audiowizualne doznania. Autor i tak świetnie poradził sobie z opisaniem tego co widzi, ale możemy jeszcze podbić odczucia. Żeby nie było, że tak już odpłynęłam na fali doznań to zauważyłam, że nie wszystkie kody były umieszczone w odpowiednich miejscach względem treści.

Pierwsza część, czyli wyprawa na Nanga Devi była dla mnie idealna pod każdym względem, ale w trakcie opisu drugiej części i wyprawy na Broad Peak pojawiły się dość spore fragmenty, które już tak ze mną nie rezonowały. Zaznaczone w tekście na niebiesko historie podróży i zjawisk zaobserwowanych bardziej na dole, które już spisem ilości myśli nie stanowiły dla mnie przyjemności. Chociaż po tych momentach powrót do kolejnych dni wyprawy na Broad Peak był jeszcze bardziej wyczekany.

Trochę żałuję, że do końca nie czułam tego uniesienia jakie dał mi początek, ale i tak dostałam więcej niż oczekiwałam i z ogromną chęcią przeczytam poprzednie książki autora, a wam zostawiam polecenie.