Okładka książki Ziarno i ciernie

Ziarno i ciernie

Wydawca: LSW
wysyłka: niedostępny
ISBN: 9788320557121
EAN: 9788320557121
oprawa: Kartonowa Foliowana
format: 14.9x21.0cm
język: polski
liczba stron: 216
rok wydania: 2019
(0) Sprawdź recenzje
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
31% rabatu
28,83 zł
Cena detaliczna: 
42,00 zł
dodaj do schowka
koszty dostawy
Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 28,79

Opis produktu

Stanisław Orzeł (1911–1978) urodził się i wychował w sercu Gór Świętokrzyskich, w Chybicach. Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego w Ostrowcu Świętokrzyskim wyjechał do pracy na Polesie. Wkrótce jednak podjął studia politologiczne na Uniwersytecie Wileńskim, które ukończył w 1939 r. Wybuch wojny zatrzymał Stanisława Orła wraz żoną w drodze na placówkę dyplomatyczną do Paryża. Lata okupacji spędzili oboje w Brześciu działając w konspiracji AK. W 1944 r. uciekli do Tarnobrzega, rodzinnego miasta żony Bronisławy, gdzie mieszkali oboje do końca życia. Stanisław Orzeł był tu znany jako nauczyciel, społecznik i dziennikarz gazety zakładowej w Kopalni i Zakładach Przetwórczych Siarki. W 1951 r. wydał pierwszą powieść – Pod Łysicą, a potem do 1969 r. trzy następne – Chmurne lata, Kamienista droga, Zbój świętokrzyski. Prace nad kolejną powieścią przerwała śmierć autora w 1978 r. Trzydzieści parę lat po jego śmierci porządkując domowe dokumenty znalazłam część rękopisów i maszynopis dokończonej powieści – Ziarno i ciernie. Po dokonaniu niezbędnych korekt przygotowałam ją do druku. Pragnę podziękować wszystkim, którzy mi pomagali w tej pracy, a zwłaszcza pani Marzenie Jarzynie za techniczne opracowanie tekstu. Maria Orzeł-Łysiak Pokoik był mały, z małym oknem na sad. Kiedyś był jego. Kiedy przeprowadził się na stałe do Tarnowca, Zośka się tu wprowadziła. Przez to okienko uciekła z domu ze swoim Władkiem Zagają. Michał odsunął haczyk i pchnął lekko obie połowy okna. Wionęło na niego przyjemnym chłodem. Zapalił papierosa. Wszystko wydawało mu się tu obce. Cała ojcowizna, matka ze swym uporem trwania na gospodarce. Był kiedyś czas, że chciał zostać w tym domu. Chciał inaczej gospodarzyć, po nowemu, jak mu się wówczas zdawało. – Póki ja żyję, wszystko pozostanie jak dawniej – powiedział mu wtedy ojciec. – Po mojej śmierci możesz sobie zmieniać, co chcesz. Do śmierci wszystko moje. Nie wiedział stary Jacenty, że tymi słowami wygania syna z domu. Ojciec wszystkim rządził: matką, nim, Zośką, końmi, krowami i psami. Syna zdawał się nie zauważać. Dostrzegał go dopiero, kiedy oddawał zarobione w zawodówce pieniądze. Potem oboje ich z Zośką wyklął, nie chciał znać. W końcu została mu do rządzenia tylko matka. W tym domu zawsze było pełno pracy – bez przerwy, od świtu do nocy. Tylko dzwon kościelny przerywał ją na chwilę modlitwy lub na zawsze odprowadzając zmarłego na cmentarz. – Ojciec umierał samotnie – opowiadała mu Zośka. Nawet ksiądz nie zdążył przyjść z ostatnim namaszczeniem. Umarł w tej swojej złości na Zośkę, że uciekła, że za Zagaję bez błogosławieństwa ojcowskiego wyszła, bez jego zezwolenia. I Michałowi też przed śmiercią nie przebaczył. Kiedy mu donieśli, że w warsztatach nogę synowi przygniotło, że mu będą operację robić i tę nogę mogą uciąć, splunął tylko i ze złością syknął: – Niech go wszystkie nieszczęścia obsypią. Nie wiedział, że jego przekleństwo tak szybko zacznie się spełniać. Czuł żal do zmarłego, choć w moc ludzkich przekleństw nie wierzył. Dopiero teraz poprzez własny ból, własne nieszczęście starał się zrozumieć ojca. Jacenty Dorobek do żadnego ze swych rówieśników we wsi nie był podobny. Nawet siłą fizyczną innych przewyższał. Wór żyta przechyliwszy na kolana, na ramię zarzucał sobie bez pomocy, do stodoły odległej o dobre dwadzieścia metrów szedł i nogi nie ugięły się pod nim, ani nie poplątały. Zmarszczki czyniły jego twarz podobną do zwiędłego w maju ziemniaka. Gęstą, drobną siatką szyję tak dokładnie pokrywały, że centymetra gładkiej skóry by na niej nie znalazł. Na twarzy nie oszczędziły nawet policzków. Na twarzy nie oszczędziły nawet policzków. Na czole, między kilkoma głębokimi bruzdami, które poziomo biegły, znaczyły się, jakby wyszyte zgrzebnym ściegiem. Ojciec miał sześćdziesiąt siedem lat, zmarszczek jednak na sto by mu starczyło...
x
Oczekiwanie na odpowiedź
Dodano produkt do koszyka
Kontynuuj zakupy
Przejdź do koszyka
Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj