Fabrykantka aniołków biała okładka
Autor:
Läckberg Camilla
Wydawca:
Czarna Owca
wysyłka: niedostępny
ISBN:
978-83-7554-652-1
EAN:
9788375546521
oprawa:
Miękka
format:
12,5x19,5 cm
język:
polski
Seria:
CZARNA SERIA
liczba stron:
492
rok wydania:
2013
(0) Sprawdź recenzje
39% rabatu
18,29 zł
Cena detaliczna:
29,90 zł
dodaj do schowka
koszty dostawy
Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 17,72 zł
Opis produktuFabrykantka aniołków – Camilla Lackberg„Fabrykantka aniołków” to ósma część kryminalnej sagi autorstwa Camilli Lackberg. Akcja dzieję się w szwedzkiej Fjallbace.Camilla LackbergCamilla Lackberg jest rozpoznawalną szwedzką pisarką, autorką kryminałów osadzonych w jej rodzinnej Fjallbace. Pierwszą książkę, „Księżniczkę z lodu”, napisała na kursie pisarskim. Każda kolejna książka dodawała jej sławy. Do serii należą m.in. „Kaznodzieja”, „Kamieniarz”, „Ofiara losu”, „Latarnik”. Na podstawie kilku książek w Szwecji nakręcono filmy.Fabrykantka aniołkówFabrykantką aniołków nazywano kobietę, która na wyspie Valo położonej niedaleko Fjallbacki prowadziła rodzinę zastępczą i zamordowała kilkoro dzieci oddanych pod jej opiekę. Prawie sto lat później jej potomkini wraca wraz z mężem na Valo. Musi się tu zmierzyć z tajemnicą swojej rodziny – 30 lat wcześniej jej rodzice i przyrodnie rodzeństwo Wielkanocą zniknęli z wyspy, pozostawiając roczną Ebbę samej sobie. Ojciec Ebby prowadził na wyspie szkołę – na świeta w internacie pozostało 5 uczniów, którzy nie zostali zaproszeni na świąteczny obiad i wypłynęli na ryby. Gdy wrócili na wyspę, tam tylko policjantów, którzy przybyli po otrzymaniu niepokojącego telefonu. Czemu zniknęła rodzina Elevanderów? Dlaczego ktoś zaczyna grozić dorosłej Ebbie? Sprawę musi wyjaśnić Patrik Hedstrom, wspierany jak zawsze przez ciekawską żonę Erikę Falck.Fragment książkiRemont miał im pomóc uporać się z żałobą. Nie byli pewni, czy to dobry pomysł, ale in-nego nie mieli. Poza takim, żeby się położyć i usnąć. Ebba przejechała skrobakiem po fasadzie. Farba schodziła całkiem łatwo. Właściwie sama odpadała, wystarczyło podrapać. Lipcowe słońce nieźle przypiekało, grzywka kleiła jej się do spoconego czoła. Bolało ją ramię, bo już trzeci dzień wykonywała w kółko ten sam ruch: z góry na dół. Ból w ramieniu przynosił jej ulgę, na chwilę przyćmiewał ból serca. Odwróciła się i spojrzała na Mårtena. Przycinał deski na trawniku przed domem. Chyba poczuł, że na niego patrzy, bo podniósł wzrok i pomachał do niej, jak się macha do znajomej spotkanej na ulicy. Jej ręka odpowiedziała takim samym, raczej bezsensownym gestem. Minęło już wprawdzie ponad pół roku od chwili, gdy ich życie rozpadło się na kawałki, ale nadal nie wiedzieli, jak mają się do siebie odnosić. Co noc kładli się w łóżku plecami do siebie. Panicznie się bali, że przypadkowe dotknięcie mogłoby wyzwolić coś, z czym nie potrafiliby sobie poradzić. Jakby przepełniająca ich żałoba nie zostawiła miejsca na żadne inne uczucia. Ani na miłość, ani na ciepło, ani na współczucie. Poczucie winy ciążyło im tym bardziej, że nie zostało nazwane. Może byłoby im łatwiej, gdyby umieli to zrobić. Ale to się zmieniało, raz było tak, raz inaczej, zmieniało się natężenie i kształt ich uczuć, wciąż ich atakowały znienacka. Ebba wróciła do skrobania. Spod odchodzącej płatami białej farby wyjrzało drewno. Pogładziła je wolną ręką. Ten dom miał duszę. Nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego. Mały göteborski szeregowiec był prawie nowy, gdy go kupili. Wtedy się cieszyła, że błyszczy i lśni, że jest nowy. Teraz tylko jej przypominał o tym, co było. Stary dom ze wszystkimi usterkami lepiej pasował do obecnego stanu jej ducha. Dobrze się czuła z tym, że dach przecieka, gdy pada, że zacinający się bojler co jakiś czas trzeba kopnąć, żeby się włączył, i z tym, że od okien ciągnie tak, że gaśnie świeca postawio-na na parapecie. W jej duszy też przeciekało i wiało, wiatr gasił wszystkie świeczki. Może tu, na Valö, uda jej się uleczyć duszę. Nie miała stąd żadnych wspomnień, a jed-nak odnosiła wrażenie, jakby ona i wyspa się rozpoznały. Valö. Dokładnie naprzeciwko Fjällbacki. Wystarczyło zejść na pomost, żeby zobaczyć po drugiej stronie zatoki osadę. Białe domki u stóp stromej skały i czerwone szopy na łodzie przypominały sznur korali. Wyglądało to tak pięknie, że prawie bolało.Remont miał im pomóc uporać się z żałobą. Nie byli pewni, czy to dobry pomysł, ale in-nego nie mieli. Poza takim, żeby się położyć i usnąć. Ebba przejechała skrobakiem po fasadzie. Farba schodziła całkiem łatwo. Właściwie sama odpadała, wystarczyło podrapać. Lipcowe słońce nieźle przypiekało, grzywka kleiła jej się do spoconego czoła. Bolało ją ramię, bo już trzeci dzień wykonywała w kółko ten sam ruch: z góry na dół. Ból w ramieniu przynosił jej ulgę, na chwilę przyćmiewał ból serca. Odwróciła się i spojrzała na Mårtena. Przycinał deski na trawniku przed domem. Chyba poczuł, że na niego patrzy, bo podniósł wzrok i pomachał do niej, jak się macha do znajomej spotkanej na ulicy. Jej ręka odpowiedziała takim samym, raczej bezsensownym gestem. Minęło już wprawdzie ponad pół roku od chwili, gdy ich życie rozpadło się na kawałki, ale nadal nie wiedzieli, jak mają się do siebie odnosić. Co noc kładli się w łóżku plecami do siebie. Panicznie się bali, że przypadkowe dotknięcie mogłoby wyzwolić coś, z czym nie potrafiliby sobie poradzić. Jakby przepełniająca ich żałoba nie zostawiła miejsca na żadne inne uczucia. Ani na miłość, ani na ciepło, ani na współczucie. Poczucie winy ciążyło im tym bardziej, że nie zostało nazwane. Może byłoby im łatwiej, gdyby umieli to zrobić. Ale to się zmieniało, raz było tak, raz inaczej, zmieniało się natężenie i kształt ich uczuć, wciąż ich atakowały znienacka. x
Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Wybierz wariant produktu
|